Percico (tytuł był słaby jak piwo bezalkoholowe, ok)




Nico obudził się zlany potem, zaciskając dłonie na kołdrze. Nie otworzył oczu, ale czuł zbierające się pod powiekami łzy, które tak bardzo próbował powstrzymać. Tyle razy sobie obiecywał, że zapomni, że nie pozwoli sobie na taką słabość, ale to były tylko puste słowa. Bo nie chciał tego odrzucać. Wbrew wszelkiej logice sam prosił się o więcej. Ile razy już próbował zapomnieć? Nie potrafił powiedzieć, ale po co liczyć te nieudane próby? To się nigdy nie uda, to uczucie będzie z nim tak długo, jak długo On będzie w jego życiu. Percy Pieprzony Jasckson. Ten cholernie uroczy i czarujący syn Posejdona, który od zawsze był tak ślepy, że nadal nie pojął co tak naprawdę czuje Nico. Tak, jego oczy w kolorze oceanu zawsze będą go prześladować, zapach słonej wody będzie przypominał mu o tym chłopaku.
Czemu to musiało być takie trudne? Przecież cały czas tylko przez to cierpiał, był zmuszony do udawania, że wszystko jest w porządku i jeszcze Jason... O tak, syn Jupitera czasami działał mu na nerwy jak nikt inny. Za główny cel obrał sobie bycie czymś pomiędzy najlepszym kumplem syna Hadesa, a jego "starszym bratem", chociaż sam Nico nawet się na to nie zgadzał. Nie prosił o pomoc, ale Jason nic nie rozumiał. Niestety chyba miał trochę racji. Nico uparcie próbował ignorować swoje uczucia, chociaż naprawdę chciał czegoś zupełnie innego, czegoś, co było, jest i będzie nieosiągalne.
Percy nigdy tego nie odwzajemni, kocha Annabeth, jest z nią szczęśliwy. A on wiedział, że jeżeli przyzna się któremukolwiek z nich może wyrządzić im obojgu szkodę. Dobrze znał oboje herosów, na pewno obwinialiby się, że przez nich cierpi ktoś inny, staraliby się mu pomóc pewnie w jeszcze nieznośniejszy sposób niż Jason... Nie, na to na pewno nie mógł pozwolić. Tak właśnie koło się zamykało i musiał działać wbrew sobie. O wiele łatwiejsze było unikanie Percy'ego i próby odsunięcia go od siebie, chociaż naprawdę chciałby się do niego zbliżyć. Był świadomy, że to jest niemożliwe prawie natychmiast po pojawieniu się tego głupiego uczucia.
Doskonale pamiętał jak Kupidyn wypowiadał się o miłości. Wtedy bóg wydawał się mu naprawdę przerażający. Mówił jak fanatyk, jakby od tego jednego uczucia zależało całe istnienie świata. Ale miał też rację, miłość nie jest piękna, słodka i delikatna, jest brutalna, bezlitosna, bezwzględna, potrafi zrobić z człowiekiem wszystko. A tego Nico najbardziej chciał uniknąć. Uparcie twierdząc, że to nie jest miłość, że to tylko zadurzenie chciał nie dawać sobie powodów do podejmowania jakichś starań. Cały czas liczył na to, że mu minie, ale chyba się na to nie zanosiło. Ale jeżeli da się zaślepić temu uczuciu... Nie, nie pozwoli sobie na to. Zawsze był odludkiem, odkąd umarła Bianca. Jako dziecko Hadesa chyba po prostu miał taką naturę, więc teoretycznie nie powinien mieć zbyt wielkich problemów z poradzeniem sobie z tą sytuacją... Ale tylko teoretycznie.
Chłopak westchnął z irytacją przewracając się na lewy bok. Nie zaśnie w najbliższym czasie, wiedział to. Po tych snach zawsze tak miał. Zastanawiał się czy tylko jemu to się dzieje. Prawie codziennie śnił mu się Tartar, takiego piekła się nie zapomina, więc podejrzewał, że Percy'emu i Annabeth też może się to zdarzać. Ale oni przynajmniej nie byli tam całkowicie sami i nie zostali pojmani przez armię Gai. Nie zaprzeczał, że wiele przeszli, ale nie mógł pozbyć się wrażenia, że mogło być im trochę lżej niż jemu.
Poza snami o Tartarze zawsze powracały do niego też inne wizje. Głównie Percy zwisający nad przepaścią do Tartaru w jaskini Arachne. Jackson miał też niezwykłą przypadłość umierania w snach czternastolatka, najczęściej w jakiś potworny sposób. A Nico nie potrafił nic zrobić. To bolało. Jako syn Hadesa powinien być przyzwyczajony do tego, że ludzie umierają. Tylko, że Percy nie był zwykłym człowiekiem.
W końcu z irytacją zaklął cicho po włosku i usiadł na łóżku. Myślenie o synu Posejdona na pewno nie pomoże mu zasnąć. Chociaż prawdopodobnie i tak już nie zaśnie. Wyjrzał przez okno, za którym zobaczył granatowe niebo i delikatną pomarańczową smugę na horyzoncie oznaczającą, że powoli zbliża się świt. Czuł się naprawdę niewyspany, ale wiedział, że to jedna z tych nocy, kiedy już nie zaśnie.
Zmusił się do wstania z łóżka i ubrania się. Nie wiedział jaki to ma sens skoro i tak nie miał co robić, jednak to było lepsze niż nic. Może mógłby pójść na arenę kiedy trochę się rozbudzi? Tak, spróbuje się wyżyć na kukłach treningowych, czasami to pomagało. Poza tym zawsze jest Pani O'Leary, piekielna suka go wręcz ubóstwiała. Nikt nie powinien mieć niczego przeciwko jeżeli zabierze ją na spacer do lasu. Nie bał się wpaść na potwory, po prostu musiał coś zrobić.
Wyszedł z domku numer trzynaście, a jego twarz owiał chłodny nocny wiaterek. Wzdrygnął się lekko, jednak poczuł, że to trochę go rozbudza. Zamrugał kilka razy oczami po czym przeciągnął się i ziewnął. Obóz Herosów był pogrążony we śnie. Cisza zalegająca teraz w całej okolicy wydawała mu się tak strasznie nienaturalna, że po jego karku przebiegł nieprzyjemny dreszcz. Można było odnieść wrażenie, że cały obóz umarł, nawet od strony domku Hefajstosa nie dochodziły żadne dźwięki.
Nico ruszył powoli w stronę areny. Szybko przyzwyczaił się do chłodu panującego na zewnątrz, stwierdził, że to nawet go rozbudza. Odgarnął czarne włosy opadające mu na oczy i odchylił głowę, żeby spojrzeć na powoli rozjaśniające się niebo. Pomarańczowa smuga leniwie unosiła się wyżej, ale ciemność nadal dominowała. Dało się jeszcze zauważyć małe punkciki gwiazd układające się na niebie. Mimo, że od czasu wygranej z gigantami większość czasu spędzał w obozie herosów, czasami nadal nie mógł się napatrzeć na świat żywych. Po tak długim czasie spędzonym w Podziemiu bądź też walce to poczucie przestrzeni i bezpieczeństwa było cudowne.
Do jego uszy dobiegło szczeknięcie tak głośne, że nie mogło należeć do niczego innego jak do Piekielnego Ogara. W panującej ciszy brzmiało to prawie jak wybuch kilku bomb na raz. Chłopak odruchowo sięgnął po broń, ale jego dłoń zamarła w połowie drogi do miecza. W obozie jedynym stworzeniem potrafiącym tak szczekać była Pani O'Leary. Ale to było dziwne, był dopiero w połowie drogi na arenę. Jednak nie miał wiele czasu na zastanawianie się co się dzieje. Zanim się zorientował wielka masa czarnego futra skoczyła na niego i ciężkie łapy przycisnęły go do trawy. Nico głośno sapnął kiedy ciężar cielska Piekielnego Ogara wyparł całe powietrze z jego płuc. Poczuł szorstki, wilgotny język liżący go po twarzy i pokrywający jego skórę ciepłą śliną.
- Hej dziewczynko, starczy. - mimowolnie się zaśmiał, ale równocześnie z zaskoczeniem zarejestrował, że te same słowa padły z jeszcze jednych ust. Dopiero po chwili rozpoznał głos Percy'ego i poczuł jeszcze większą dezorientację. Pani O'Leary zeskoczyła z niego, więc Nico mógł spokojnie usiąść i zetrzeć ślinę z twarzy. Dopiero wtedy spojrzał na Percy'ego, który stał pół metra od niego i obecnie drapał piekielną sukę za uchem. Kiedy Nico wstawał ich spojrzenia się skrzyżowały i chłopak był w duchu wdzięczny, że jest jeszcze na tyle ciemno, że nie da się zauważyć zdradliwego rumieńca, który własnie pojawił się na jego twarzy.
Czemu Percy nie mógł spać jak każdy normalny człowiek? Jeszcze nigdy nie widział go na nogach tak wcześnie. Czemu akurat dzisiaj? Czemu on zawsze musi mieć takiego pecha? Nico próbował jakoś opanować myśli, które teraz szalały mu po głowie. Nie miał nawet wymówki, żeby uniknąć Percy'ego. W tym momencie nic nie wydawało się mu logiczne, a był na tyle zaspany, że nie dawał rady niczego wymyślić. Percy jeszcze bardziej wszystko utrudniał, bo patrzył mu prosto w oczy, a młodszy chłopak po prostu nie mógł oderwać wzroku od jego morskich tęczówek. Po raz kolejny przeklinał te jego oczy, to jak na niego działały, hipnotyzowały... Nie, koniec! Nico, weź ty się ogarnij!
Jednak jakoś udało mu się zmusić do oderwania wzroku od syna Posejdona. Starał się udawać, że niby od niechcenia spojrzał na Panią O'Leary, która teraz tarzała się kilka metrów od nich.
- Czemu nie śpisz, Nico? - zapytał go Jackson, a syn Hadesa niemal czuł jak wpatruje się w niego tym swoimi oczami z niezwykle słodką, zdezorientowaną miną... Przynajmniej takie były wyobrażenia Nico. W tym momencie naprawdę nienawidził swojej wyobraźni, bo nie mógł się oprzeć spojrzeniu na Percy'ego. Powstrzymał się resztką silnej woli.
- Mógłbym zapytać o to samo. - odpowiedział cicho, tak jak tylko było to możliwe.
- Nie mogłem spać. - przyznał Percy, wiedząc, że ciągnięcie Nico za język nie ma żadnego sensu.
Syn Hadesa kątem oka spojrzał na Jacksona. Domyślał się, że nie tylko on ma koszmary, ale nie przeszło mu przez myśl, że coś może być na tyle okropne, żeby wypędzić Jacksona z łóżka. Ze zdziwieniem zauważył, że chłopak ma lekko podkrążone oczy i wygląda na zmęczonego. Dziwił się samemu sobie, że wcześniej tego nie zauważył. Czy on wygląda podobnie? Miał nadzieję, że nie, chociaż wiedział, że to tylko nadzieja. Prawie co noc nawiedzały go te sny... Ale nie powie o nich nikomu. I tak nikt go nie zrozumie. Ale znając Percy'ego zaraz padną pierwsze pytania. A Nico nienawidził pytań. Wszyscy chcieli coś wiedzieć, a on wolał zachować dla siebie tyle, ile tylko mógł. Kiedy większość czasu spędza się samotnie, z umarłymi można przywyknąć, że wszystko jest tylko twoją sprawą. Odzwyczaić się było o wiele trudniej.
- Też masz te sny, prawda? - dodał Percy. On, w przeciwieństwie do młodszego chłopaka dziwnie się czuł w zalegającej obecnie ciszy. Rozumiał, że Nico był małomówny i skryty w sobie, ale czasami nie mógł stłamsić potrzeby porozmawiania z nim. Domyślał się, że chłopak i tak większość swoich myśli zachowuje dla siebie. I czasami po prostu nie mógł uwierzyć, jak bardzo syn Hadesa się zmienił przez te kilka lat. Jackson nadal doskonale pamiętał tego irytującego, pełnego życia dzieciaka z Westover Hall. Tak, Nico zdecydowanie się zmienił...
- Nie rozumiem. - odpowiedział mu Nico. Doskonale skłamał. Rozumiał o co chodzi Percy'emu. Podejrzewał to. Tartar. To piekło. Żyjąca własnym, chorym życiem bezkresna otchłań rozpaczy, cierpienia i strachu, wylęgarnia potworów, przerażająca, pierwotna siła. To nie było tylko miejsce, to była pradawna, żyjąca istota posiadająca niewyobrażalną niszczycielską moc... Takiego czegoś nigdy się nie zapomina o ile w ogóle się przeżyje.
Usłyszał ciche westchnięcie, a po nim poczuł ciepłą dłoń Percy'ego na swoim ramieniu. Nie mógł się już powstrzymać i spojrzał na syna Posejdona. Musiał lekko zadrzeć głowę, żeby spojrzeć w twarz wyższemu chłopakowi. To był jeden z jego największych błędów... Przynajmniej wtedy tak myślał. Patrząc w morskie tęczówki siedemnastolatka czuł to głupie łaskotanie w brzuchu. A teraz Jackson był zdecydowanie zbyt blisko, co jeszcze bardziej wszystko utrudniało.
- Nico, nie udawaj. - powiedział Percy patrząc mu prosto w oczy. Ale to spojrzenie było inne. Nico widział syna Posejdona w wielu sytuacjach, w których najczęściej był wściekły na młodszego chłopaka. Kiedy Jacskon chciał potrafił być na tyle stanowczy, że syn Hadesa by mu uległ. Ale to nie było jedno z tych spojrzeń. W tym było więcej delikatności, dociekliwość, a może nawet zmartwienie. Percy się o niego martwił? Nico poczuł się strasznie zdezorientowany. Ich stosunki zawsze były napięte, więc wcześniej nawet by o tym nie pomyślał.
- Codziennie wyglądasz coraz gorzej, to oczywiste, że nie możesz spać. - zielonooki ciągnął dalej. - Może mógłbym...
- Nie potrzebuję pomocy. - uciął mu Nico cichym, ale stanowczym tonem i cofnął się o dwa kroki, jednak nadal wpatrywał się w błyszczące tęczówki syna Posejdona. Percy na to cicho prychnął i znowu zrobił krok w przód. Di Angelo już taki był, zawsze twierdził, że nie potrzebuje pomocy. On jednak wiedział, że to tylko gadanie.
- Nie wydaje mi się. - stwierdził chwytając go za ramię, żeby znowu nie uciekł. - Zawsze tak mówisz, chociaż raz dałbyś sobie pomóc. Dalej nam nie ufasz? - wyrzucił z siebie, ale nie podnosił głosu. Krzyki prawie nigdy nie pomagały.
Nico zacisnął wargi i uciekł wzrokiem w bok. Nie mógł dłużej patrzeć w oczy Percy'ego. Dłoń trzymająca jego ramię i tak wywoływała w nim dziwne uczucia. Nie lubił jak ktoś go dotykał jeżeli sam tego nie chciał, ale tym razem sam nie wiedział czy tego chce czy nie. Z jednej strony chciał się od niego uwolnić, ale z drugiej dłoń chłopaka była przyjemnie ciepła, a w miejscu, którego dotknęła Nico czuł przyjemne mrowienie. Równocześnie chciał znaleźć się jeszcze bliżej zielonookiego i odsunąć się dalej. Czuł, że kręci mu się w głowie, starał się wymyślić jakąś odpowiedź, ale nie mógł się skupić.
- Ufam ci... - wymamrotał w końcu. - Ale... Nie mogę ci powiedzieć. - spróbował się cofnąć, ale Percy trzymał go mocno za ramię.
- Właśnie, że możesz... Nico, nie powinieneś ze wszystkim męczyć się sam. - stwierdził starszy heros nie mając najmniejszego zamiaru ustąpić. Nie potrafił tego wytłumaczyć, ale w tej chwili jedyne czego chciał to jakoś pomóc młodszemu chłopakowi. Ale Nico uparcie milczał. Percy nie wiedział czy dobrze robił, denerwowanie syna Hadesa mogło się źle skończyć. Wyczuwał lekkie drżenie pod stopami. Czy jeżeli będzie to ciągnął otoczą ich umarli? To było możliwe, ale nie chciał o tym myśleć. Nico może sobie wzywać całą armię zombie, on już postanowił.
Miał po raz kolejny się odezwać, ale wtedy wyczuł pod palcami lekkie drżenie. To był Nico. Chłopak nieznacznie się trząsł. Percy zauważył jego dłonie, zaciskające się w pięści. Uderzy go? Wtedy jego wzrok powędrował do bladej twarzy chłopaka. Nie wierzył w to, co zobaczył... Oczy Nico lekko błyszczały od łez. Tak, to na pewno było to. Od dawna nie widział go takiego. Poczuł się jakby czas zatoczył wielkie koło. Znowu stali w obozie, jak te kilka lat temu, kiedy Percy musiał mu powiedzieć, że Bianca zginęła. Ale tym razem nikt nie umarł, a oni byli starsi, chociaż Nico w tej chwili do złudzenia przypominał dziesięcioletniego siebie z tamtego dnia. Syn Posejdona próbował to zrozumieć, ale nie umiał. Czy to była jego wina?
- Przestaniesz w końcu?! - Nico podniósł głos. Percy nie potrafił ocenić jak było naprawdę, ale wydawało mu się tak głośne, jak wcześniejsze szczeknięcie Pani O'Leary. A on stał jak oniemiały nie wiedząc jak powinien zareagować.
- Co przestać? - Percy, w przeciwieństwie do syna Hadesa, mówił cicho. W pierwszym odruchu puścił jego ramię myśląc, że to o to chodzi.
- Umierać! Czy łaskawie mógłbyś przestać umierać?! - wyrzucił z siebie Nico patrząc mu prosto w oczy. - Rozumiesz co ty mi robisz?! - dodał jeszcze nieco ciszej.
Percy patrzył na niego ze zdezorientowaniem wymalowanym na twarzy. Umierać? Co on robił? Nico mówił trochę jakby... Nie, powinien jak najszybciej odrzucić tą myśl. To po prostu czysta głupota. Niepewnie zrobił jeszcze jeden krok w przód i przytrzymał syna Hadesa za przedramiona. Zauważył, że w kącikach oczu młodszego chłopaka błyszczą małe krople łez. Przez to sytuacja wydawała mu się jeszcze dziwniejsza i bardziej nierealna.
- Nico... - szepnął cicho Percy teraz wpatrując się mu prosto w ciemne oczy, które teraz działały na niego w jakiś niewyjaśniony sposób. Nie rozumiał nie tylko sytuacji, ale i samego siebie.
Nico nie mógł już dłużej się powstrzymywać. Miał dość okłamywania samego siebie. A Percy był tak blisko... I tak powiedział już wystarczająco dużo, żeby Percy mógł zacząć się domyślać. Co miał do stracenia? Nawet nie wiedział kiedy jego dłonie zdążyły zacisnąć się na koszulce Jacksona. Wpatrywali się sobie w oczy, a spojrzenie starszego chłopaka było pełne dezorientacji, ale Nico wydawało się, że zobaczył w nich coś jeszcze... Tylko, że on już nie był zdolny do jasnego myślenia. Tak bardzo starał się od tego uciekać, żeby teraz... Aż chciało mu się śmiać z własnej głupoty. W efekcie cicho prychnął po czym uniósł się na palcach, żeby zrównać swoją twarz z twarzą Percy'ego. Starając się zignorować tą część siebie, która nadal mu powtarzała, żeby tego nie robił zbliżył się jeszcze bardziej. Ich twarze dzieliły jedynie centymetry.
Nico czuł jak jego serce obija się o żebra, a przynajmniej takie miał wrażenie. Nadal nie wierzył, że to robił. Jego palce lekko zadrżały, ale nie puścił koszulki chłopaka. Szarpnął go w swoją stronę i ich usta praktycznie się ze sobą zderzyły.
Wargi Percy'ego były miękkie i ciepłe. Sam Jackson był zbyt oniemiały, żeby wykonać jakikolwiek ruch, ale Nico na razie się tym nie przejmował. Jednak po chwili odepchnął od siebie starszego chłopaka.
- Zostaw mnie. - warknął cicho obracając się w stronę domków. Myślał, że jest już po wszystkim, Percy jeszcze przez jakiś czas będzie zaskoczony, więc on zdąży wrócić do domku Hadesa. A potem...? Nieważne. Był wściekły na siebie i na swoją głupotę. W jednej chwili prawie całkowicie odsłonił się przed Percym, zrobił z siebie idiotę i prawdopodobnie coś zniszczył... Jedyne, czego chciał to zostać sam.
W pół kroku został zatrzymany. Na początku to do niego nie dotarło. Ale jednak... Percy złapał go za nadgarstek. Nie zaciskał dłoni mocno, Nico w każdej chwili mógł się wyrwać, ale był zbyt zaskoczony, żeby to zrobić.
- Nie. - powiedział Percy i pociągnął go do siebie.
Znalazł się w silnych ramionach syna Posejdona zanim jego mózg zarejestrował całą sytuację. Jednak nie musiał myśleć, żeby wiedzieć co powinien zrobić. Objął Percy'ego w pasie i oparł głowę na jego ramieniu uśmiechając się lekko. Poczuł ciepłe usta Jacksona na swoim czole...
***
Nico był ledwie przytomny o ile w ogóle jeszcze żył. Nie miał pojęcia co się dzieje. Do jego uszu dobiegały jedynie jakieś urywki hałasu i słów. Ledwie mógł oddychać w dusznej kadzi. Nie wiedział ile czasu minęło, nie potrafił ocenić ile czasu mu zostało...
~Na bogów i tytanów! ~
Ledwie był w stanie zrozumieć o co chodzi, ale rozpoznał głos giganta Efialtesa.
Wszystko, co działo się później zlewało się w długie minuty przepełnione bolesnymi oddechami, bo już jedynie na to było go stać. Kiedy wypadł ze spiżowej kadzi ledwie odczuł upadek na podłogę. Świeże powietrze wdarło się do jego płuc i zwielokrotniło zawroty głowy. Słyszał głosy dwóch gigantów i półbogów, ale nie był w stanie nic zrozumieć. Rozpoznał głos Percy'ego. 
Bogowie, czy to naprawdę się stało? Nie, to sen. Percy i Annabeth nigdy nie spadli do Tartaru, wojna nie była skończona, Gaja zbierała siły... Powinien walczyć, ale był taki wykończony... 
Spróbował otworzyć oczy. Zobaczył wielką stopę ze splecionych ze sobą węży i zrozumiał, że gigant nad nim stał. Tylko, który to był? Efialtes czy Otis? Tylko czy to miało znaczenie. Percy tu był, Percy i ktoś jeszcze... Nie po to tyle czekał, żeby umrzeć pod nogami cholernego giganta. 
Chciał się podnieść, ale jego ciało jedynie zadrżało. Musiał jeszcze trochę odpocząć. Dopóki nie odzyska chociażby części sił nie będzie mógł nic zrobić. Ale nie martwił się, znał Percy'ego na tyle długo, że mógł wierzyć, że chłopak coś wymyśli...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Tak, tak, tak... Takie niogarnięte, ale pisząc to nie miałam kompletnego pojęcia do czego tak naprawdę doprowadzę. Najpierw miała być akcja z ławką... Hahaha, dobra, postaram się to jakoś zrealizować, ale to za jakiś czas :3 Raczej nie muszę pisać co było dalej. Nie wiem czemu ostatnio piszę, że wszyscy nie mogą spać... Następne już takie nie powinno być. Przynajmniej mam taką nadzieję. Echhh... Dobra, kończę nawijać.

Komentarze

  1. Zajmuję miejscówe, nie wiem kiedy wrócę, ale kiedyś na pewno >.>

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham Cię, ale i tak mam ochotę zabić za końcówkę! No ja się pytam, co Ty sobie dziołcha wyobrażasz? Żeby tak zakończyć, nie spodziewałam się tego po Tobie! Ale rozdzialik fajnyy *o* Percy! Zachował się tak.. no Ty sama wiesz jak :3 Tak... po prostu.... ksjfskfhkeflsaifjsdfvihdfvl *.* Czekam na więcej, więcej taki Percico :D I mogłabyś w którymś dodać Ann, która ich zobaczyła np :D takie wiesz... trudne sprawy :)
    Życzę powodzenia w simsach,
    Scarlett :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Jej, zachciało mi się włączyć bloggera! :> *co z tego, że z cztery dni po przeczytaniu...* No ale i tak jest super! ^^ PERCICO! Jezu... moi mężowie tacy słodcy razem są ;3 SUUUUUODKIE mimo że zakończenie niet to i tak suodkie :3 <3333 popieram poprzedniczkę, więcej takich Percico! ;) Weny! Czekam na kolejne *.*
    Mad

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzień dobry!
    Co by tu dużo mówić... Równo cotygodniowa fala przypływu wszystkich moich faz i obsesji objawia się w weekend, zazwyczaj w sobotę, czasem zostając do niedzieli, jeśli mam odwagę mieć naprawdę wyjebane na lekcje.
    Tak więc głównym tematem mojej cudownej soboty był Nico. Znowu. Po raz któryś-enty-z rzędu. Trudno mi napisać, jak bardzo rujnuje mi swoje życie swoim ogólnokształtem. Nie jestem go w stanie shippować praktycznie z nikim, bo nikt nie wydaje mi się dla niego dostatecznie dobry, ale mimo wszystko katuję angielskie fanftiction percico i tak jakoś wpadłam na pomysł, żeby czegoś poszukać w języku ojczystym. Oto i jestem! Zachwycona i z rumieńcami na twarzy. Uwielbiam tematykę koszmarów i bezsenności w opowiadaniach, szczególnie yaoi czy slashowych. To jest takie... Ugh... Kochane. Poza tym, doskonale wczułaś się w Nico, opisując jego przeżycia wewnętrzne i w ogóle takie
    *ajdslkcdfughvcbjnksaduugehwbjnkmjdasahbdj* i nie wiem co napisać bardzo. Trochę nie rozumiem zachowania Percy'ego, no bo przecież Ann i w ogóle, ale nooo....
    Zakończenie jest co najmniej bolesne. Co najmniej ;------;
    Anyway, przeczytałam też opowiadanie z SnK. Jakoś szczególnie nie jestem fanką Ervina x Rivaille'a, aczkolwiek ostatnio całkiem spodobało mi się Eren x Armin, ale bez żadnych fajerwerków, wolę perspektywę ich przyjaźni, bo to takie o... No. Aczkolwiek i tak mi się podobało, bo bardzo lekko i fajnie piszesz :D
    W każdym razie, gdybyś była tak miła i mogłabyś mi napisać, kiedy by się coś pojawiło... Moje GG: 47119746 No i chętnie przy okazji porozmawiam, jeśli masz chęć, bo nie mam z kim fangirlować serii "Percy'ego...", więc będę bardzo kontent! :D
    Weny życzę! C:

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetne to, przeczytałam i się zakochałam :>
    To takie tru...
    I oni tacy realistyczni :'(

    OdpowiedzUsuń
  6. Hmmm... Pozwól, że opiszę to tak
    asdfghjklkjhgfdsdfgjklkjgfswertyuioplknbvcxdrtyujnbdrtyui
    To mówi wszystko ^^^
    Kiedyś lubiłam Percabeth, ale teraz coraz bardziej skłaniam się ku Percico.
    Niech los będzie z Tobą! ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty