Wspomnienia


Na podstawie: Diabelskie Maszyny & Dary Anioła
Paring: Eeee... Tak na serio chyba tylko Magnus x Alec
Uwagi ogólne: Never trust a duck! Serio, zaufajcie mi. Tytuł prawdopodobnie się zmieni, ten jest na szybko, bo jestem wyrzucana od lapka.

      Księżyc w pełni oświetlał Hyde Park srebrnym blaskiem. Liście drzew szumiały poruszane delikatnym wiatrem. Podłużne cienie kładły się na wydeptanej ścieżce oświetlanej przez lampy gazowe ustawione co kilka metrów. Względnego spokoju nie zakłóciło pojawienie się dwóch postaci odzianych w czarne stroje. Dwaj młodzi Nocni Łowcy szli bezszelestnie jak skradające się koty. Pierwszy z nich, czarnowłosy i dobrze zbudowany szesnastolatek o niebieskich oczach przesunął wzrokiem po okolicy.
      Między brwiami Willa pojawiła się pionowa zmarszczka kiedy jego spojrzenie padło na pobliski staw. Woda była obecnie płaską taflą, w której odbijało się światło księżyca. Na brzegu spało stadko kaczek. Pierzastych, tłustych, wielkich i bardzo zadowolonych z siebie kaczek! 
- Krwiożercze małe bestie. - Mruknął Herondale wbijając w śpiące ptaki spojrzenie pełne czystej pogardy i dozgonnej nienawiści. 
      Drugi z chłopców, wyraźnie szczuplejszy o bardziej delikatnej urodzie i srebrnych jak księżyc włosach, zaśmiał się cicho. Jem już dawno nauczył się nie brać swojego parabatai na poważnie we wszystkim, co ten robił, jednak w kwestii kaczek Will był niezwykle poważny. Nie wiedzieć czemu ten niezwykle narwany nefilim bez zastanowienia zabijający demony i gryzący wampiry miał problem właśnie z kaczkami. Jem nie pytał go o to, jeżeli Will chciałby mu powiedzieć - zrobiłby to. Wiedział, że jego parabatai nie lubił zasypywania go pytaniami o jego osobę, nie reagował na to najlepiej, stawał się oschły, sarkastyczny, nieprzyjemny albo na poczekaniu wymyślał historie o swoich jakże zdeprawowanych czynach. Jeżeli Will otwierał się przed kimkolwiek, to właśnie przed Jemem, ale robił to niezwykle rzadko i w taki sposób, że nadal pozostawał chodzącą zagadką.
      - Nawet o tym nie myśl. Nie chcemy, żeby jutro w porannej gazecie ukazał się artykuł o tajemniczym mordercy kaczek z Hyde Parku. - Powiedział Jem widząc, że jego towarzysz aktualnie był niezwykle zainteresowany swoim sztyletem.
Will spojrzał na niego swoimi niezwykle niebieskimi oczami i posłał mu dziki uśmieszek, który równie dobrze mógł należeć do diabła. On jednak nie przypominał Lucyfera, ze swoją niezwykłą urodą wyglądał bardziej jak anioł. Jem czasami zastanawiał się czy niektórzy nefilim nie przejęli kilku cech od anioła. 
- Tajemniczy morderca kaczek William Herondale. Nie uważasz, że brzmi to co najmniej wspaniale? - To nie było pytanie, Will już był w pełni przekonany, że ten jakże chwalebny tytuł idealnie do niego pasuje. 
- Wybacz, ale nie zamierzam brać w tym udziału. - Odparł Jem nie mogąc powstrzymać rozbawionego uśmieszku pałętającego się mu po ustach. 
- Nie zabiłbyś dla mnie kaczki, James? Nie spodziewałem się takiej zdrady po tobie. - Szatyn aż zachłysną się powietrzem i przyłożył dłoń do serca ze zbolałą miną.
- Wybacz mi, Williamie, jako twój parabatai zrobię dla ciebie wiele, ale nie chcę brać udziału w twoim jakże krwawym procederze zabijania tych niewinnych stworzeń. 
- Niewinnych? Pamiętasz kiedy karmiliśmy je pasztetami z mięsem? Zjadły je, sam byłeś tego świadkiem. Ja dla ciebie zabiłbym pająka.
- Nie boję się pająków.
- Bo pająki nie jedzą pasztetów!
      Wymianę zdań przerwało im kwaknięcie dochodzące od strony stawu. Will aż podskoczył wpadając na Jema. Zaraz po tym postanowił odejść jak najdalej od stawu.

***

      Letnia noc w Central Parku była ciepła, jedynymi dźwiękami przerywającymi ciszę były szeleszczenie liści i szum przejeżdżającego samochodu. Nowy Jork nigdy nie spał. W parku było już na tyle ciemno, że nie dało się dostrzec dwóch postaci odzianych w czarne ubrania idących pustą ścieżką. Jeden z nich miał złote włosy i oczy tego samego koloru, drugi był szatynem o niebieskich oczach. 
      Nocny patrol był niezwykle spokojny jeżeli nie liczyć jednej bójki wilkołaka z wampirem. Nic wielkiego, drobne nieporozumienie, a porozdzieraliby sobie gardła gdyby nie Jace i Alec. Teraz zostawał im Central Park i mogli wracać, chyba, że wpadliby na jakiegoś demona. Prawdopodobnie Jace wolałby drugą opcję, obaj byli już znudzeni bezczynnym snuciem się po mieście.
      Przechodzili właśnie koło stawu, kiedy Jace nagle się zatrzymał i rozejrzał się w poszukiwaniu zagrożenia. Alec automatycznie zrobił to samo sięgając po broń. Zapadła niczym niezmącona cisza pełna napięcia. Było na tyle ciemno, że widzieli okolicę jedynie dzięki runom nocnego widzenia. Gdzieś przebiegło jakieś mniejsze zwierzę, może wiewiórka, między liśćmi poruszył się jakiś nocny ptak. Nie działo się nic podejrzanego. Ich sensory nie wykryły żadnej demonicznej energii, Alec nic nie widział... 
      To była chwila, ułamek sekundy, tyle wystarczyło, żeby znaleźli się w najdziwniejszej sytuacji, jaką Alec mógł sobie kiedykolwiek wyobrazić. Ciszę rozdarło głośne kwakanie, najwidoczniej jakaś kaczka się przebudziła. Lightwood w pierwszym odruchu lekko się spiął, jednak kiedy zrozumiał, że to tylko ptak, uspokoił się. Jednak w tej samej chwili poczuł jak Jace wpada prosto na niego z głośnym okrzykiem:
- Na anioła!
Alec nie zdążył zrozumieć co się stało. Nigdy nie spotkał się z taką reakcją od strony Jace'a, Jace się nie bał, a jeżeli już tak - nie okazywał tego. W takim razie co wywołało u niego takie zachowanie? Nie miał czasu na zastanowienie się. Musiał złapać swojego parabatai zanim obaj wylądowaliby na trawie, a sytuacja stałaby się jeszcze bardziej niezręczna. Przytrzymanie go nie byłoby problemem gdyby to nie był Jace. W chwili, gdy blondyn wręcz wskoczył na Aleca starszy chłopak poczuł, że robi się mu nieznośnie gorąco i czerwieni się. Wiedział, że powinien odsunąć od siebie swojego parabatai, że nie powinien czuć tego, co do niego czuł, i że nie powinien tak reagować. Czyli w chwili obecnej robił wszystko, czego nie powinien robić... i może gdyby nie to, że Jace nie wiedział o tym, co Alec czuł, gdyby nie to, że jego rodzice, a w szczególności ojciec, nie byli zbyt przychylnie nastawieni do Nocnych Łowców o odmiennej orientacji i gdyby nie Prawo, może zrobiłby coś innego. 
      Odsunął od siebie Jace'a z nadzieją, że parabatai nie zauważy drżenia jego rąk ani delikatnego rumieńca.
- Co? - To było najwięcej, co był teraz w stanie powiedzieć. Jace chyba dopiero zrozumiał jak się zachował, ale nawet jeżeli się zawstydził nie dał po sobie tego poznać.
- Kaczki... Nienawidzę kaczek. - Mruknął wiodąc wzrokiem w stronę wody.
- Kaczek? Czemu kaczek? Od kiedy? - Wyrzucił z siebie Alec. Wmurowało go. Jace, jego parabatai, który nie bał się rzucić na demona w ich obronie bał się kaczek? Resztkami silnej woli zmusił się do powstrzymania śmiechu.
- Nie wiem, po prostu ich nienawidzę.

***

      Magnus zaśmiał się odrzucając głowę w tył, a Alec poszedł w jego ślady chwilę po tym, jak skończył mówić. Śmiech Aleca był melodyjny i szczery. Bane przyłapał się na tym, że sam przestał się śmiać i przysłuchiwał się swojemu chłopakowi. Zdecydowanie zbyt rzadko się śmiał, ale kiedy już to robił, dla Magnusa przestawało istnieć wszystko inne. Kochał Aleca, jego śmiech, oczy, niepewność, rumieńce, szczerość... Boże, kochał nawet to, jak chłopak nie przejmował się swoim ubiorem.
      Alec zamilkł uświadamiając sobie, że Magnus przygląda się mu czule i zarumienił się delikatnie. Nie były to tak gwałtowne rumieńce, jak na początku ich znajomości, ale czarownikowi wcale to nie przeszkadzało. Dodawało to mu jeszcze więcej uroku. Prawdopodobnie gdyby Magnus najpierw zobaczył rumieńce Aleca, a nie jego niebieskie oczy i tak by się w nim zakochał. Kiedy pierwszy raz zobaczył syna Lightwoodów na swoim przyjęciu odniósł wrażenie, że przeniósł się w czasie. Zobaczył Anglię za czasów królowej Wiktorii, latarnie gazowe, usłyszał odgłos kół powozu jadącego po bruku i uderzenia o niego kopyt koni. W jednej chwili wróciło do niego wspomnienie innego chłopca o czarnych włosach i niebieskich oczach. Jakie to było ironiczne, że Will tak nie przepadał za Lightwoodami, a oto ich potomek był tak do niego podobny. Przynajmniej wtedy Magnus tak myślał. Szybko przekonał się, że Alec różni się od Willa pod wieloma względami. Will nigdy się nie rumienił, a przynajmniej nie był typem osoby, u której łatwo jest takowy rumieniec wywołać.
      - Magnus? - Przez falę wspomnień przebił się głos Aleca. Bane nagle sobie uświadomił, że odpłynął wpatrując się w Nocnego Łowcę. Teraz chłopak nachylał się nad nim wbijając w niego spojrzenie swoich niezwykle niebieskich oczu i dotykał jego policzka swoimi ciepłymi palcami.
- Zrobiłem coś nie tak? - Zapytał z tak uderzającą prostotą, że Magnus aż drgnął. Poczuł silną potrzebę przyciągnięcia do siebie Aleca i zapewnienia go na wszelkie możliwe sposoby, że on nie może zrobić czegoś "nie tak".
- Nie. - Prawie wymruczał przyciągając szatyna do krótkiego, bardzo delikatnego pocałunku, który równocześnie miał zaspokoić jego potrzebę bliskości i uspokoić chłopaka.
      Kiedy odsunęli się od siebie Alec uśmiechnął się i delikatnie trącił nos Magnusa swoim nosem po czym na powrót ułożył się przy boku czarownika.
      To było jedno z tych leniwych popołudni, kiedy po prostu leżeli w łóżku, ubrani, a Magnus opowiadał Alecowi o swojej przeszłości. Obiecał mu to i odkrył, że sam czuje się z tym o wiele lepiej. Było to równie zaskakujące, co przyjemne. Tysiące razy łatwiej było dzielić z kimś swoje wspomnienia, nawet, jeżeli ta osoba nie była wtedy przy nim. Przez większość swojego życia Magnus z nikim o sobie nie rozmawiał, jedynymi naprawdę bliskimi mu osobami, którym mógł w większym stopniu zaufać byli Catarina i, co niezbyt łatwo było mu przyznać, Ragnor. Ale Catarina była wiecznie zajęta swoją misją ratowania chorych, a Ragnor, przynajmniej do swojej śmierci, niezwykle często usilnie starał się być wobec Magnusa potwornie irytujący.
      - Może lęk przed kaczkami jest dziedziczny? - Odezwał się Alec układając głowę na barku Magnusa. Bane spojrzał na niego nie kryjąc rozbawienia, po czym odezwał się niezwykle poważnym tonem:
- Jestem gotowy stwierdzić, że to nowy rodzaj jakiejś poważnej choroby ujawniającej się co kilka pokoleń u Herondale'ów.
- Nie uważasz, że powinniśmy uprzedzić Clary? - Alec również starał się zachować powagę, jednak mały uśmieszek błądzący po jego ustach go zdradzał.
- Mogę się założyć, że sama się już przekonała. A my mamy ciekawsze rzeczy do omówienia. - Wymruczał Bane.
- Na przykład?
- Naprawdę na ciebie wskoczył? - Zapytał Magnus już nie kryjąc swojego rozbawienia.
      Nie było tajemnicą to, że Alec przez jakiś okres w swoim życiu czuł coś do swojego parabatai. Magnus już zdążył się z tym pogodzić, nie przeszkadzało mu to, nie teraz, kiedy wiedział, że Alec należy tylko do niego. Sama myśl o tym, że przerażony Jace wisi na szyi jego chłopaka wydawała mu się na tyle zabawna, że ledwie powstrzymywał napad śmiechu. Alexander najwyraźniej to zauważył. Lekko wydął wargę i przewrócił oczami.
- To nie było zabawne. - Burknął szturchając czarownika pod żebra. Magnus spojrzał na niego i zaśmiał się, a Alec musiał przyznać, że też ledwie powstrzymywał śmiech. - No... No wtedy nie było zabawne. - Przyznał uśmiechając się. Po chwili również wybuchł śmiechem.
      Minęła dłuższa chwila zanim obaj się uspokoili. Wtedy Alec, z wypiekami na policzkach wywołanymi przez napad śmiechu, spojrzał na Magnusa nagle przeraźliwie poważny. Czarownik poczuł się nieco zdezorientowany, ale nie dał tego po sobie poznać. Jego jedyną reakcją było lekkie uniesienie brwi z pytającą miną.
- Naprawdę go pocałowałeś? - Zapytał Alec unosząc się ze swojego miejsca tylko po to, żeby zaraz znaleźć się nad czarownikiem. Oparł się na łokciach ograniczając Magnusowi ruchy do minimum i patrzył na niego wyczekująco.
      Czarownik zaczął się zastanawiać czemu Alec właśnie teraz o to pyta? Zamierzał się obrazić? Był zazdrosny? Znowu próbował porównywać się do Willa? Już przyznał, że raz, jeden jedyny raz, pocałował Willa. I nie chodziło mu o żadne głębsze uczucia, chciał po prostu zranić Camille, dać jej do zrozumienia, że jej nie potrzebuje. A Will był akurat pod ręką i idealnie nadawał się do tego celu. Magnus nigdy nie chciał wykorzystać chłopaka, po prostu tak wyszło.
- Jeden raz, ale przecież już to wiesz. - Przyznał Magnus uważnie przyglądając się twarzy swojego chłopaka.
- Yhym... Czemu? - Ciągnął Alec, jego mina nie zmieniła się.
- Alec, mówiłem, że to nic nie znaczyło.
- To nie jest odpowiedź na moje pytanie. Czemu to zrobiłeś?
      Zaczął zastanawiać się nad odpowiedzią. Przynajmniej próbował, nie potrafił się skupić kiedy Alec tak się w niego wpatrywał.
- Chciałem, żeby do Camille dotarło, że już nic dla mnie nie znaczy. Żeby pomyślała, że znalazłem kogoś lepszego... - Powiedział w końcu skupiając wzrok na oczach Aleca.
- A może... - Zaczął Alec nagle dotykając twarzy Magnusa. - Może po prostu jesteś niezwykle mściwym czarownikiem? - Wymruczał, a na jego ustach pojawił się kolejny malutki uśmieszek.
- Ja... - Magnus dostrzegł zmianę w wyrazie twarzy chłopaka i nagle poczuł się niezwykle głupi, że dał się tak nabrać. - Śmiejesz się! - Rzucił oskarżycielskim tonem.
- Wcale nie! - Zaprotestował Alec, ale było już za późno na takie kłamstwa. Lekko zadrżał od ledwie powstrzymywanego napadu śmiechu.
- Alexanderze Gideonie Lightwood, nie próbuj zaprzeczać! Śmiejesz się! - Stwierdził Magnus unosząc się na łokciach.
- Ciężko się nie śmiać kiedy wyobrażam sobie minę tego chłopaka. Biedny Will, pewnie do końca życia zastanawiał się co się stało. - Alec nie wytrzymał i parsknął śmiechem. Magnus wykorzystał to, żeby zmienić pozycję. Szybko przetoczył się na bok i korzystając z nieuwagi Lightwooda, znalazł się nad nim.
      - To zemsta. - Nie było to pytanie, a Alec i tak by mu nie odpowiedział, obecnie był zbyt zajęty śmianiem się ze swojego chłopaka. - Jestem pewien, że...
- No okey, już wystarczy. - Przerwał mu Alec przyciągając go do długiego pocałunku.

***

Reszty chyba nie muszę dopisywać, co? (Tak, znajdą się zboki, które by chciały. Kocham! <3 ) Najpierw miało być samo "coś" o kaczkach, ale moja faza na Maleca nie pozwoliła mi przepuścić takiej okazji. Zaczęło się od przeglądania Tumblra i wpadnięcia na post otagowany "#Heronstairs", dziwne shipy robią swoje. Wen się nagle odpedalił i patrzcie. Ta dam, dziwne coś. Fragment z Jacem jest dziwny, no cóż... Nie mogłam się powstrzymać! A jeżeli ktoś nie rozumie fragmentu z Willem i Jemem to śpieszę z tłumaczeniem: kiedyś Will zabrał Jema do parku, żeby zobaczyć czy kaczki zjedzą paszteciki z kaczym mięsem, kaczki oczywiście je zjadły. Po resztę genezy kaczkofobii zapraszam do internetu albo (co bardziej popieram) do czytania Diabelskich Maszyn. I tak najbardziej jestem dumna z Maleca. Fragment z Jacem i Alekiem jest przed Miastem Kości, a ostatni już po wszystkim. Poziom spedalenia mojej wyobraźni osiąga ostatnio maksymalny poziom, przepraszam. 

Komentarze

  1. Malec <3
    Dzięki za wytłumaczenie fragmentu z Jemem i Willem.
    Malec <3
    Weny życzę.
    Malec <3
    ( baaardzo untelektualny komentarz)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proszę bardzo.
      Tak, Malec xD Malec jest wszystkim, wszystko sprowadza się do Maleca.

      Usuń
  2. No chej. Nie żyję sobie, bo mi znowu trochę zjebano humor, a tu proszę. Bum! Znowu jest dobrze. Ciekawe, kogo to wina.
    Oczywiście, czuj mentalny wpierdol za brak justowania, ale ci wybaczę. Tym razem. Powiedzmy. Wytłumaczyłaś się. Bogowie, czuję, jaki ten komentarz będzie niedojebany. Czemu jestem śpiąca? Nieważne.
    Wyłapałam jakieś tam błędy, ale teraz pamiętam tylko jeden -"Nowy York". Jak już używasz spolszczonej nazwy, to zamiast "York" powinno być "Jork". Tak to spoko, chociaż jak dla mnie, dwa pierwsze fragmenty były trochę gorsze niż malecowe. Nie wiem, pewnie to kwestia samego maleca, ok. Ale to jest takie no... Kochane! Kurde, no bo te Alec i jego rumieniec, nie mogę, będę się jarać. Poprawka - już się jaram. No i to jego pytanie - "Zrobiłem coś nie tak?"! Takie wspaniałe. Jadłam obiad i znowu jestem głodna, ja pierdolę. W ogóle z Aleka zrobił się niezły cwaniaczek. Ale... Co ja chciałam napisać. A, tak. Bogowie, zachowanie ich wszystkich jest takie naturalne, "normalne", proste i uderzająco kochane, że nie mogę. Chalo, nie rozpraszaj mnie tymi borówkami, chalo. No. Zemsta. Zemsta urażonego geja!
    Nie wiem w sumie co więcej napisać, wybacz, fangirluję to mocno.
    Żeby nie było tak pusto, dodam jeszcze coś, z czego ryję z 90% moich znajomych:
    https://pl.vichan.net/pro/src/1ryc88ih.vichan.jpg
    papa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja wina, moja wina... Jakie to niegramatyczne, powinno być "Moje wino" xD
      Czuję się taka wielce ułaskawiona, że wow. Ale już jest wyjustowane, lapek odzyskany, yey.
      Chyba już to poprawiłam, ale z moją sklerozą nigdy nic nie wiadomo. W pierwszych dwóch nie było tyle spedalenia, dlatego wydają się gorsze. A tak serio to nie wiem... Nie wiem, chyba ta faza na Maleca przekłada się na moje pisanie. Rumieńce Aleca mają własny fandom, już Magnus się o to postarał. I w ogóle sama jarałam się słodkością własnego Maleca, ups, taki mały narcyzm. Alec cwaniaczek, próbował być seme, ale i tak został uke D: Ymmmm... *little blush* Przesadzasz. Ale te borówki są takie dobre nooo~. Tak, ale to jest raczej zemsta rozbawionego geja. Geje są niezwykle mściwi.
      Emm... Papież, tag xD Weź, nie wiem czemu, ale się śmieję.

      Usuń
  3. OKAY MUSIAŁAM ZAINSTALOWAĆ NOWĄ PRZEGLĄDARKĘ, ŻEBY CI TO NAPISAĆ, WIĘC DOCEŃ TO.
    od razu mówię, że mózg mi się wyłączył i jest zbyt zajęty fangirlowaniem, bo Jem, więc to co napiszę nie będzie ładne, składne i w ogóle jakie tam powinno być.
    im so sorry, ale muszę JEM JEM JEM OMG <3 plz napisz mi kiedyś o nim, zaraz jak skończysz o sobie i Huncwotach ^^
    już ty wiesz, co ja myślę o Heronstairsie, więc nie będę się powtarzać. (kogo ja oszukuję, i tak przeczytałabym każdą miniaturkę o nich, którą byś napisała ;-;).
    zgubiło ci się gdzieś ł, ale nie mogę znaleźć teraz tego fragmentu lol.
    Malec Malec Malec omg theyre soooo adorable *u*
    tak, nie chce mi się pisać z apostrofami, skrajne lenistwo.
    EJ NIE WSPOMINAJ PRZY MNIE O LUCYFERZE, BO MI MARK PELLEGRINO WRZESZCZY W GŁOWIE "HELLO VIETNAM" I TAŃCZY W SOMBRERO. to boli. naprawdę.
    borze, Malec. powtarzam się, ale... Malec <3 tyle w temacie.
    *oby to co napisałam miało jakikolwiek sens, błagam ;-;*

    OdpowiedzUsuń
  4. OMG, Malec <3
    Kaczki *_*
    A tak btw, wczoraj jadłam kaczkę. Kaczki 0, Nocni Łowcy 1 :)
    Never trust a duck!
    I jeszcze raz: Malec! ^^^
    :D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty