Bo wszystkiemu winny jest sprzedajny bóg miłości


Ok, zły człowiek (ja <3) pomyślał, że w sumie można jakoś uznać święto psychicznie chorych i zdesperowanych frajerów (oraz dobrych kotów dających bombonierki za napełnienie ich misek). Także coś miało z tego wyjść, ale nie wiem co, myślałam o uroczym Percico, ale plan poszedł się kochać, kiedy zachciało mi się dramy i skrzywdzenia Nico (jestem zła, wiem), także macie To. Tak, serio podstawą jest przekonanie, że Eros/Kupidyn to mała dziwka Afrodyty. J Miłego czytania, komentarze, jak zawsze, mile widziane, to ma 5 stron. Znowu twierdzę, że nie wyszło, ale mi nigdy nic nie wychodzi.


                Nico nigdy nie obchodził walentynek, nie rozumiał czym tu się ekscytować, jego niezbyt cieszyły „urocze” parki klejące się do siebie na każdym kroku. Czy ludzie nie mogli bardziej się hamować w tym uzewnętrznianiu swoich uczuć? Naprawdę mogliby się trochę opanować… Szczególnie NIEKTÓRZY!
                Nie chciał ukrywać swoich uczuć, ale co zrobić, kiedy twój chłopak ciągle powtarza „Wiesz, że ją też kocham. Sam się zgodziłeś, że nikt nie powinien o nas wiedzieć.”? Bo Percy Cholerny (Uroczy) Jackson pod żadnym względem nie chciał, żeby ktoś pomyślał, że mógłby zdradzić Annabeth, a Nico przychodziło za to płacić. Oczywiście nie miał zamiaru tego okazywać, tak więc każdy dzień wiązał się z falami frustracji i zazdrości tak silnych, że czasami musiał się gryźć w język kilka razy dziennie, żeby nie myśleć o tym, że to Ona, a nie właśnie on siedzi przy Percym. Może i nie miał nic do Annabeth, ale niezaprzeczalnym faktem było to, że to on powinien siedzieć przy Jacksonie, to on powinien mieć go na własność… I nigdy by się do tego nie przyznał, limit jego życiowych zażenowań wyczerpał się po tym, jak Jason przypadkiem wygadał Percy’emu, że Nico jest w nim zakochany. (Oczywiście Jason ledwie uniknął śmierci.)
                Od samego rana był w parszywym humorze. Obóz Herosów zmienił się w walentynkowe piekło, dzieci Afrodyty ozdobiły wszystko różowymi i czerwonymi ozdobami związanym z dniem zakochanych, kilka osób z domku Hekate za pomocą magii ożywiło kilkanaście posążków amorków (które miały tyle wspólnego z ich pierwowzorem, co krowa z baletnicą), żeby roznosiły liściki miłosne i grały na małych lirach, a wszystkie zakochane parki były jak sklejone ze sobą za pomocą jakiegoś boskiego kleju. (Działa sto tysięcy lat i jeden dzień dłużej!) W poczet parek, oczywiście, zaliczali się Percy i Annabeth.
Kiedy tych ostatnich Nico zobaczył na śniadaniu trzymających się za ręce (eh, jakoś już zapomniano o regułach dotyczących siadania przy stoliku swojego domku), od razu stracił apetyt, co nie zdarzało mu się już tak często. Tak w sumie, to zaczął jeść przynajmniej dwa razy więcej, niż dawniej. Oczywiście apatyczne dźganie omleta widelcem wywołało katastrofalną w skutkach reakcję łańcuchową. (Gorszą od pamiętnego numeru dzieci Hermesa, kiedy dorwali się do zestawu młodego chemika jednego z dzieci Ateny – nadal nikt nie miał pojęcia czemu ta bura maź tak bulgotała i syczała, a probówka samoistnie podskakiwała. Jakby tego było mało, wyżarło to dziurę w marmurowej kolumnie.) Will Solace od Apolla, jeden z najbardziej nadopiekuńczych kumpli, jakich Nico mógł mieć, natychmiast to zauważył i najwyraźniej uznał za objaw jakiejś choroby. Tym razem Nico mógłby mu przyznać rację. Był chory na Percy’ego Jacksona, miał alergię na Annabeth i nietolerancję walentynek.
Ich obozowe „Słoneczko” jak to określali Solace’a w odniesieniu do jego nieograniczonego optymizmu (który pomijał kwestie medyczne, na nieszczęście wszystkich) i złotych włosów, podeszło do stolika Nico. Nawet nie zapytał, czy może usiąść, po prostu zajął miejsce naprzeciwko Nico i złapał go za dłoń przekraczając na raz tyle granic, ile da się przekroczyć przez blat stołu.
- Nic mi nie jest – burknął Nico opierając policzek na drugiej dłoni. Jednak w jakiś dziwny sposób, którego Nico pod żadnym względem nie chciał rozumieć, dotyk Willa był przyjemny. Solace zawsze miał ciepłą i gładką skórę, jakby nie trenował łucznictwa kilka godzin dziennie.
- Masz minę męczennika, a twoje policzki są różowe… Przeziębiłeś się? – Will nigdy nie zwracał uwagi na to, co Nico mówił na temat swojego samopoczucia. Jego przekonanie, że zawsze wie lepiej, co się z kimś dzieje było wręcz wypisane na piegach zgrabnie rozmieszonych na nosie chłopaka.
- Jestem tylko uczulony na to idiotyczne święto – westchnął Nico wywracając oczami.
                Will roześmiał się jakby właśnie usłyszał naprawdę dobry żart, ale di Angelo nie zwracał na to zbytniej uwagi. Znowu, wbrew sobie, powędrował wzrokiem do stolika Percy’ego, akurat niewerbalnie okazywali sobie uczucia, a Nico poczuł chęć do zwrócenia swojego marnego śniadania. Po tym, jak się od siebie odkleili, Percy coś do niej wyszeptał i… Obrócił się w stronę Nico, jakby wyczuł jego wzrok. Zielone oczy wydawały się wwiercać w jego ciało i duszę, tak jak dzisiaj rano…
                Tradycją stało się, że Percy przychodził do niego wieczorem, bo przebywać z drugim chłopakiem, sam na sam w jednym domku nikt nie zakazywał. Nico zawsze się rumienił na wspomnienie wieczorów i nieco mniej przyjemnych poranków. Wtedy wydawało mu się, że Percy może być tylko jego. To było też pierwszym impulsem, który kazał mu się zgodzić na to tak szybko, mógł mieć przynajmniej złudne poczucie wyższości nad Annabeth, przynajmniej wieczorami. Rano zawsze było tak samo. Percy budził się wcześniej, a Nico zaraz po nim, jakby instynktownie wyczuwał, że chłopak się obudził. Czasami chwilę na siebie patrzyli, zamienili kilka słów, a później di Angelo patrzył z utęsknieniem jak (niestety nie tylko) jego chłopak ubiera się, zawsze był ten szybki, wręcz niedbały pocałunek i Percy wychodził tłumacząc się, że ktoś może ich złapać. Nigdy nie przyznał, że tu taż chodzi o Annabeth, ale Nico sam się domyślił. I ani razu tego nie powiedział, ale coraz częściej czuł się jak sprzedajna dziwka nie mówiąc już o zazdrości i poczuciu odrzucenia.
                - Ziemia do Nico! Na pewno nic ci nie jest? – Will zamachał mu dłonią przed oczami. Jego twarz wyrażała tyle zmartwienia, że było niemożliwością, żeby całość mieściła się w jednej ludzkiej istocie. Tym razem Nico jedynie pokręcił głową.
- Jak wolisz, ale pamiętaj, że nawet mój ojciec nie potrafi wyleczyć złamanego serca… - westchnął zrezygnowany Solace po czym wstał i zaczął powoli odchodzić. – Jakby coś, wiesz gdzie mnie szukać – rzucił jeszcze przez ramię.
                Dokładnie kiedy Will odwrócił się od niego, Nico poczuł, że coś szarpie go za tył koszulki. Obejrzał się przez ramię. Za nim stał pulchny amorek z niezbyt przyjazną twarzą. Tak naprawdę, gdyby Nico wpadł na niego w ciemnym zaułku, prawdopodobnie zastanawiałby się dla jakiej mafii to brzydkie dziecko pracuje.
- Nico di Angelo? – zapytał szorstkim głosem pasującym do faceta po czterdziestce.
- Eee…  T-tak… – wyjąkał nieco zaskoczony syn Hadesa. Kto mógłby wysyłać do niego… ekhem… „amorka”? Przecież…
                Aż serce zabiło mu szybciej, kiedy pomyślał, że Percy mógł jednak o nim pamiętać. Chociaż to było głupie z jego strony, przecież nie znosił tego święta…
Posążek podał mu złożoną białą karteczkę i entuzjazm Nico od razu zgasł. Ale na co mógł liczyć? Czasami miał wrażenie, że Percy nie traktuje go poważnie. Powoli rozłożył liścik, Jackson napisał jedynie:
„Twój domek, za 5 minut.”

                Nico zerwał się ze swojego miejsca i wręcz poleciał do domku numer trzynaście.

***

                Percy już był na miejscu, kiedy Nico wpadł do domku. Jackson rozłożył się na jego łóżku, jakby był u siebie. Na widok syna Hadesa podniósł się i uśmiechnął w ten zniewalający sposób, od którego kolana Nico miękły, jakby były z waty. Percy podszedł do niego i bez słowa wyjaśnienia pocałował go. Di Angelo nie miał zamiaru narzekać, zarzucił chłopakowi ręce na szyję i nieco nieśmiało odpowiedział na pocałunek. Nie minęły nawet dwie minuty, kiedy wylądowali na łóżku, co oczywiście było winą Jacksona. Syn Posejdona niezbyt się tym przejął, najczęściej lądowali w łóżku z jego winy.
                Nico popatrzył na niego przygryzając wargę. Może to było głupie, ale tym razem nie tego się spodziewał. Gdyby Percy chociaż raz nie próbował zaciągnąć go do łóżka… Nie mówiąc o tym, że tak naprawdę Jackson nigdy nie powiedział, że go kocha.
- Wszystko w porządku? – szepnął chłopak gładząc go po policzku. Di Angelo mocniej przygryzł wargę i odwrócił wzrok.
- Zaliczysz mnie i wrócisz do niej, tak? – bąknął bardziej w poduszkę niż do Percy’ego.
- Przecież wiesz, że to nie tak… – zielonooki wywrócił oczami i cofnął rękę z policzka Nico.
                Nie wiedział czemu, ale to zirytowało go jeszcze bardziej. Mógł znieść wiele, ale teraz dobrze usłyszał, że Percy się zawahał, jakby nie był pewien co powiedzieć. Gdyby go kochał, odpowiedź powinna wyglądać zupełnie inaczej! Gdyby mu zależało…
- A właśnie, że tak! Myślałem, że w końcu… – zaczerpnął powietrza równocześnie próbując poukładać resztę zdania. Czy miał mu powiedzieć, że oczekiwał czegoś więcej? Liczył na to, że Percy pokocha go bardziej, niż Annabeth. Bardzo naiwne!
- Że w końcu co? – spytał Jackson z tym uroczym wyrazem twarzy, który sugerował, że chłopak nie ma pojęcia co się dzieje.
- Że w końcu się ogarniesz i potraktujesz mnie na poważnie – syknął Nico odsuwając się kawałek.
                Percy nagle usiadł i wyprostował się przeszywając drugiego herosa dość przenikliwym, jak na niego, wzrokiem. Po chwili pokręcił głową wyraźnie zdezorientowany i przeczesał dłonią rozczochrane włosy.
- Naprawdę myślałeś, że ja… Bogowie, Nico, to tylko niezobowiązujący flirt. – I uśmiechnął się pocieszająco, jakby to miało powstrzymać lawinę najgorszych możliwych scenariuszy.
                Poczuł się, jakby był ze szkła, które ktoś właśnie rozbił. Miał wrażenie, że zaraz rozsypie się na kawałeczki tak drobne, że nikt nie da rady ich poskładać. Niezobowiązujący flirt?! Bogowie, naprawdę był idiotą, skoro się łudził, że ten Percy Jackson byłby w stanie kiedyś go pokochać! Powinien się domyślić, że coś tu nie gra… Ale i tak najbardziej winny był Percy! Uważał, że to takie proste?! A może liczył na to, że Nico nigdy się nie połapie? Może miał cały czas pozwalać mu na wszystko?! Zareagował szybciej niż pomyślał. Jego dłoń uderzyła w policzek Jacksona z głośnym trzaskiem.
- Czyli. Miałem. Być. Twoją. Dziwką. TAK?! – wycedził przez zaciśnięte zęby.
                Szybko wyskoczył z łóżka. Nie miał zamiaru dłużej obok niego leżeć. Czy Percy naprawdę miał go za takiego idiotę?!
- Nie! Nico… - westchnął bezradnie starszy chłopak. Wstał równie szybko i spróbował podejść do syna Hadesa, ale ten szybko się uchylił.
- Nie?! To jak to sobie wyobrażałeś?! Robiłeś to z litości, bo Jason ci powiedział?! Czy co, bo, kurwa, nie rozumiem! – Teraz już krzyczał i bardzo dobrze o tym wiedział, ale nie miał zamiaru dłużej tego w sobie trzymać.
- Nie, ja pomyślałem…
- Nie pomyślałeś! Stwierdziłeś, że skoro możesz, to czemu nie spróbować, co?! Bo z Annabeth tutaj nie możesz! Może jeszcze mi powiesz, że o wszystkim wiedziała?! Bo skoro tak bardzo ją kochasz, to tak naprawdę nie będzie zdrada! No pewnie! Przecież poza nią nie widzisz nic! Nawet nie widzisz jaka… – Już miał wyrzucić wszystko, co mógł zarzucić pannie Chase, całe jej zarozumialstwo, traktowanie Percy’ego z góry (jak i połowy świata) i wszelkie próby udowodnienia, że może być lepsza od innych herosów dzięki (no aż zaskakujące) swojej przemądrzałości, ale uświadomił sobie jak żałośnie by to teraz zabrzmiało. Percy i tak by nie posłuchał, w końcu już jakiś czas temu przestał widzieć wszelkie wady Annabeth (nawet słynne „Mądralińska” wyszło z użycia). Nie miał zamiaru tak się poniżać.
                - Wyjdź. Stąd. – Wskazał na drzwi drżącą ręką patrząc Percy’emu prosto w oczy. Miał nadzieję, że wygląda na tyle przerażająco, na ile chciał. Jackson patrzył na niego z niekrytym zaskoczeniem, a równocześnie jakby przepraszał. Nico już to nie obchodziło. Zupełnie jak wtedy, kiedy dowiedział się, że Bianca umarła.
                - To nie tak miało być… - szepnął Percy i powoli wyszedł.

***

                Nico nie miał pojęcia dlaczego właściwie poszedł na arenę szukać Willa. Nie wiedział po co mu teraz Will, przecież powinien chcieć być sam jeszcze bardziej, niż zwykle. Po prostu zaprzeczał sam sobie… Najwyżej powie, że czuł się zagubiony, albo nie powie nic i tyle.
                Od kilku minut obserwował, jak Will posyła strzałę za strzałą w sam środek tarczy. Tego też nie rozumiał. Czemu tak się gapił? Czemu zauważał jak złote włosy Solace’a błyszczą w słońcu? Ogarnij się Nico, wyjdziesz na desperata!
                Will chyba wyczuł, że ktoś go obserwuje. Obrócił się w stronę Nico przewieszając łuk przez plecy. Di Angelo od razu odwrócił wzrok udając, że wcale się na niego nie gapił. Przy okazji próbował nie wyglądać tak żałośnie, jak się czuł, a czuł się jak ostatnia dziwka. Solace lekko zmarszczył brwi i ruszył w jego stronę tak szybko, że Nico nie miałby szansy uciec.
- Nigdy nie myślałem, że raczysz przyjść popatrzyć jak strzelam – rzucił na powitanie syn Apolla siadając obok Nico. Młodszy chłopak jedynie coś bąknął nie mając zaufania do swojego głosu. Jeszcze zdradziłby się ze swoim gównianym samopoczuciem.
                Oczywiście Will swoim zwyczajem złapał jego dłoń, żeby sprawdzić czy Nico aby na pewno jest zdrowy, a niebieskie oczy złotowłosego po prostu się w niego wwiercały jakby mogły odgadnąć co tak właściwie czuje. Aż się wzdrygnął, ale… Może jednak chciał, żeby Will wiedział. Nie wiedział skąd brało się ta potrzeba, ale po prostu chciał się o niego oprzeć i powiedzieć mu wszystko. Ale wtedy wyszedłby na skończonego idiotę.
                - Chodź – powiedział Will wstając. Nie czekał, aż Nico sam wyrazi chęć pójścia za nim. Pociągnął go za rękę z siłą, o którą nikt by go nigdy nie posądził. Kilka minut później siedzieli już schowani za drzewami na obrzeżach lasu. Solace cały czas się upewniał, że Nico dobrze się czuje, ale on jedynie milczał, obojętnie jak bardzo syn Apolla naruszał jego przestrzeń osobistą. Brak reakcji w przypadku Nico zawsze był podejrzany. Di Angelo może nie był wylewny, ale zawsze mógł pogrozić komuś szybką śmiercią,  a tym razem…
                Syn Apolla ciężko westchnął i popatrzył na Nico wzrokiem, który każdego pacjenta potrafił wbić w materac.
- No dobra, di Angelo, co to ma znaczyć? Ja się tu martwię a ty… - Pokręcił głową roztrząsając złote kosmyki na wszystkie strony, co nie uszło uwadze Nico. – To nie jest zabawne! Co się stało?!
                Nico sam nie wiedział co się właściwie z nim stało. Po prostu wyciągnął ręce do Willa, a ten, nie bez kompletnego zaskoczenia, przytulił go. Chwilę później poczuł wręcz natarczywą chęć się rozkleić, ale aż tak źle z nim nie było, żeby sobie na to pozwolić. Wykonał kilka drżących wdechów i wydechów przytulając się do Willa. Wcześniej nawet nie zauważył, że było mu zimno, a przecież był luty i nawet w obozie można było odczuć niższe temperatury. Czemu Will nie zabrał go do domku po pretekstem choroby? To było zbyt podejrzane… Ale z drugiej strony Solace był niesamowicie ciepły, więc przynajmniej miał wymówkę na to nagłe przytulenie.
                - Bo… Bo ja… - wyjąkał niepewny, czy powinien o tym mówić. Równocześnie chciał to z siebie wyrzucić i zachować to dla siebie. I znowu zadziałała jakaś magia. Will popatrzył na niego w taki sposób, że po prostu musiał mu opowiedzieć.
                Trwało to dobre pół godziny, bo co chwila potrzebował przerw, żeby nie rozsypać się do końca, albo żeby zapanować nad ogarniającą go wściekłością na swoją głupotę i jeszcze większy idiotyzm Percy’ego. Wyrzucał z siebie słowa, jakby były trucizną i odkrył, że z każdym zdaniem czuje się coraz lepiej, ale równocześnie coraz bardziej piekły go oczy. Na koniec i tak trochę słonej wody zmoczyło jego policzki, ale tylko trochę. Will uczynnie udał, że tego nie widzi i chwała mu za to!
                - Jackson to idiota, skoro tak cię potraktował – prychnął oburzony Solace i przytulił Nico mocniej. W praktyce już dawno zmienili pozycję, teraz Will trzymał go na kolanach, a sam opierał się o pień drzewa. Co dziwne - było to tak naturalne, że nawet Nico poczuł się bardziej komfortowo.
- Ja… Ja tylko nie rozumiem czemu to zrobił, skoro wiedział, co czuję – przyznał cicho di Angelo opierając policzek na ramieniu drugiego chłopaka. Po opowiedzeniu tego wszystkiego czuł się, jakby rozładowały mu się baterie.
- Ciężko powiedzieć – przyznał Will delikatnie głaszcząc go po boku.
                Właśnie wtedy Nico naprawdę zadrżał z zimna, co było wystarczającym powodem, żeby Solace zerwał się z ziemi przy okazji podnosząc go.
- Jestem idiotą! – zawołał najwyraźniej wściekły na siebie. – Bogowie, Nico, powinieneś się cieplej ubierać! Zaraz się rozchorujesz! – I to by było na tyle, jeśli chodzi o Willa ignorującego czynniki zewnętrzne…
- Nic mi nie…
- Nawet nie chcę tego słuchać! Wracasz do łóżka, masz się wygrzać! – oświadczył blondyn tonem pasującym do nadopiekuńczej matki, a nie do lekarza.
                I tak Nico skończył pod dwoma kocami, ale znowu to mu nie przeszkadzało. Oficjalnie miał dość wszystkiego. Chciał po prostu zasnąć, ten dzień zdecydowanie za szybko go wykończył, ale co mógł poradzić? Wszystko wina tej małej zdziry Afrodyty – Erosa! Mógłby trochę ogarnąć te swoje strzały. Miłość jest ślepa? To niech zapisze się w kolejkę do okulisty, a nie rujnuje mu życie! Chociaż może ten dzień mógł mieć jeszcze jakieś pozytywy…
                - Will…? – odezwał się niepewnie patrząc, jak chłopak zaczyna się zbierać. Na dźwięk jego głosu, obrócił się prawie natychmiast i już otwierał usta, żeby zapytać, czy coś się dzieje. Na to Nico delikatnie się uśmiechnął.
- Możesz… Możesz zostać ze mną? Wiesz, jako grzejnik nawet byś uszedł, więc pomyślałem…  – zaproponował cicho bawiąc się rąbkiem koca. Na tę propozycję Solace uśmiechnął się wręcz z czułością.
- Tylko bym uszedł? Di Angelo, chyba muszę ci udowodnić, że jestem najlepszym grzejnikiem, jaki mógł ci się trafić! – oświadczył odkładając na bok łuk i kilka pozostałych po treningu strzał. Zaraz po tym był już obok Nico obejmując go z, aż zbyt, zadowolonym uśmiechem.

- No niech ci będzie… – mruknął młodszy heros i, ku zaskoczeniu ich obojga, niepewnie musnął wargi Willa rumieniąc się krwiście. Był to, prawdopodobnie, najkrótszy pocałunek świata, ale całkowicie wystarczył. Wszystko było naprawdę w porządku. Może poza tym, że był pewien, że pewien sprzedajny bóg miłości siedzi gdzieś pod oknem i podśmiewa się z żartu, jaki wyrządził Nico.

Komentarze

  1. CHUJ CI W DUPĘ BLOGGERZE
    i ekhm ekhm
    CHUJ CI W DUPĘ PERSEUSZU JACKSONIE TY SKURWIELU D:<
    zgaadłaś, pożarł mi komentarz. Blogger, nie Percy. Jeszcze tego by tu brakowało. Ja ci dam nieobowiązujące flirty. Aż nie potrafię sobie wyobrazić tak bardzo spierdolonego Percy'ego. Ale jest tępy. Jak ja dzisiaj. Mój mózg działa na bardzo bardzo bardzo wolnych obrotach. Może do jutra się poprawi. To ci jutro wpierdolę >,< za Percy'ego. Solidarność w rodzinie, takie akty. O czym ja pieprzę. Will taki kochany z tym łapaniem za dłonie >,< Wiesz czego mi zabrakło? Zaleceń! Zalecenia ważna rzecz. OGÓLNIE KRÓTKIE TO. SERIO. I POMYŚLEĆ, ŻE PISAŁAŚ TO DO 2 W NOCY.
    "Syn Apolla ciężko westchnął i popatrzył na Nico wzrokiem, który każdego pacjenta potrafił wbić w materac." Wzrokiem w stylu: "wiesz, odbierałem kiedyś poród"? XDD Lololol. Mam jakieś ciężkie niedotegowanie mózgu, poważnie, w t f. Przygotuj się na to.
    "Chwilę później poczuł wręcz natarczywą chęć się rozkleić, ale aż tak źle z nim nie było, żeby sobie na to pozwolić. Wykonał kilka drżących wdechów i wydechów przytulając się do Willa." << To mnie tak zraniło, że mocno, mocno, mocno, no chujnie ;-; Ten opis jest przeprzykry. I to opowiadanie jest przeprzykre, ale solangelo na końcu takie kochane, że oww. Myślałam, że będzie więcej #nadzieje
    heheheheheheheterozgroza
    zaraz będę gryźć ścianę, chyba dostałam jakiegoś adhd
    nie wiem co ci mogę napisać
    Will jest taki uroczy w tym opowiadaniu, chcę więcej twojego solangelo. I coś do jedzenia. Tak. Je­my, aby żyć, nie żyj­my, aby jeść << Sokratesowi coś się pomieszało lol
    sorcia za chujowy komentarz
    rzycie

    OdpowiedzUsuń
  2. Więcej. Solangelo.
    Uwielbiam to, szczególnie fragment "Wszystko wina tej małej zdziry Afrodyty – Erosa! Mógłby trochę ogarnąć te swoje strzały. Miłość jest ślepa? To niech zapisze się w kolejkę do okulisty, a nie rujnuje mu życie!" Normalnie kocham ❤
    Ogólnie opowiadanie jest epickie, obowiązkowo suszyłam zęby! No i w ogóle w ogóle ❤ Na początku już się pogodziłam, że będzie to Percico, ale na szczęście to jest Solangelo, awww awww, topię się ❤
    Jeju jeju, jak zwykle słodzę, no ale nareszcie działa mi dodawanie komentarzy z komórki (odpukać!) i mogę wyrazić swój zachwyt nie tylko na gg ❤
    Także no, weny i czasu Ci życzę, jeszcze rsz dziękując za tego one shota ❤
    P.S. Tyle serduszek, wow wow.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czy ja się... hymm... wzruszyłam? O.o
    To Cię Wen obdarował w tym opowiadaniu! Bogoooowie!
    Percy jest chujem, w sumie i tak chuj z niego, kurde, Nico biedny... Właściwie to chwała Ci za to, że tak umiejętnie opisujesz uczucia! Uwzględniasz myśli, emocje i czynniki zewnętrzne tak zgrabnie, że aż nie czuje, że czytam XD. Czytam, czytam, rozpływam się a tu koniec (czeeeeemu!). Podoba mi się wgl ten pomysł, Percy - heros, który pozjadał wszystkie rozumy, ruchacz, idiota i lool zauważyłam nawet podobieństwo do "Moralności Pani Dulskiej" xD. Prawdziwa tragifarsa z tymi uczuciami Nico do Percy'ego i te "dbanie o pozory", taki ze mnie moralny heros :D. I Nico, który nie może przestać kochać, wierzy w happy end, chociaż Percy na niego sra (btw, that's the evilest thing I can imagine xD).
    Solangelo! SŁONECZKO! Aż mi się gęba uśmiechnęła :D.
    To chyba przy tym fragmencie się wzruszyłam (okej, nie płakałam, ale jakoś tak nooo xD). Tak się tu fajnie robiło, tyryryry tetetete a tu w Willu odezwała się Typowa Mama xD. Ale zakończenie super <3.
    No i jeszcze te zwroty akcji xD SUPERSUPERSUPERSUPER!
    Tak odchodząc od tematu, to tyyyyyyyyyyleeeeeee czekałam, aż coś napiszesz, tęskniłam za tym, wiesz? Ale ten one-shot spełnił wszystkie moje oczekiwania i z spokojnym sumieniem mogę wrócić do rzeczywistości XD.
    Sajdi :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Borze!
    Blogerce musze jednocześnie pogratulować i wjebać. Wiesz że w krwi olimpu nico sam muwi percyemu że kiedyś go kochał ale mu przeszło i to przy annabeth

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Boże* tytuł w cudzysłowie i w tym wypadku z wielkimi literami, Nico*, mówi*, Percy'emu*, przecinek przed "że", Annabeth*. Poza tym nie wszyscy shipują Percabeth i szczerze wali mnie to, Percico to jedno z moich OTP, Solangelo tak samo, Percabeth nienawidzę, jak i samej Annabeth. Fanfiction nie muszą być kanoniczne, lol. Poza tym Nico równie dobrze mógł skłamać.

      Usuń
  5. 29 year old Executive Secretary Bernadene Hucks, hailing from Levis enjoys watching movies like "Awakening, The" and Beekeeping. Took a trip to Monastery of Batalha and Environs and drives a Jaguar C-Type. hiperlacze

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty