Bo wszystkiemu winny jest sprzedajny bóg miłości
Ok, zły człowiek (ja <3) pomyślał, że w sumie można jakoś uznać święto psychicznie chorych i zdesperowanych frajerów (oraz dobrych kotów dających bombonierki za napełnienie ich misek). Także coś miało z tego wyjść, ale nie wiem co, myślałam o uroczym Percico, ale plan poszedł się kochać, kiedy zachciało mi się dramy i skrzywdzenia Nico (jestem zła, wiem), także macie To. Tak, serio podstawą jest przekonanie, że Eros/Kupidyn to mała dziwka Afrodyty. J Miłego czytania, komentarze, jak zawsze, mile widziane, to ma 5 stron. Znowu twierdzę, że nie wyszło, ale mi nigdy nic nie wychodzi.
Nico nigdy nie
obchodził walentynek, nie rozumiał czym tu się ekscytować, jego niezbyt
cieszyły „urocze” parki klejące się do siebie na każdym kroku. Czy ludzie nie
mogli bardziej się hamować w tym uzewnętrznianiu swoich uczuć? Naprawdę mogliby
się trochę opanować… Szczególnie NIEKTÓRZY!
Nie chciał
ukrywać swoich uczuć, ale co zrobić, kiedy twój chłopak ciągle powtarza „Wiesz,
że ją też kocham. Sam się zgodziłeś, że nikt nie powinien o nas wiedzieć.”? Bo
Percy Cholerny (Uroczy) Jackson pod żadnym względem nie chciał, żeby ktoś
pomyślał, że mógłby zdradzić Annabeth, a Nico przychodziło za to płacić.
Oczywiście nie miał zamiaru tego okazywać, tak więc każdy dzień wiązał się z
falami frustracji i zazdrości tak silnych, że czasami musiał się gryźć w język
kilka razy dziennie, żeby nie myśleć o tym, że to Ona, a nie właśnie on siedzi
przy Percym. Może i nie miał nic do Annabeth, ale niezaprzeczalnym faktem było
to, że to on powinien siedzieć przy Jacksonie, to on powinien mieć go na
własność… I nigdy by się do tego nie przyznał, limit jego życiowych zażenowań
wyczerpał się po tym, jak Jason przypadkiem wygadał Percy’emu, że Nico jest w
nim zakochany. (Oczywiście Jason ledwie uniknął śmierci.)
Od samego rana
był w parszywym humorze. Obóz Herosów zmienił się w walentynkowe piekło, dzieci
Afrodyty ozdobiły wszystko różowymi i czerwonymi ozdobami związanym z dniem
zakochanych, kilka osób z domku Hekate za pomocą magii ożywiło kilkanaście
posążków amorków (które miały tyle wspólnego z ich pierwowzorem, co krowa z
baletnicą), żeby roznosiły liściki miłosne i grały na małych lirach, a
wszystkie zakochane parki były jak sklejone ze sobą za pomocą jakiegoś boskiego
kleju. (Działa sto tysięcy lat i jeden dzień dłużej!) W poczet parek,
oczywiście, zaliczali się Percy i Annabeth.
Kiedy tych ostatnich Nico zobaczył na śniadaniu
trzymających się za ręce (eh, jakoś już zapomniano o regułach dotyczących
siadania przy stoliku swojego domku), od razu stracił apetyt, co nie zdarzało
mu się już tak często. Tak w sumie, to zaczął jeść przynajmniej dwa razy
więcej, niż dawniej. Oczywiście apatyczne dźganie omleta widelcem wywołało
katastrofalną w skutkach reakcję łańcuchową. (Gorszą od pamiętnego numeru
dzieci Hermesa, kiedy dorwali się do zestawu młodego chemika jednego z dzieci Ateny
– nadal nikt nie miał pojęcia czemu ta bura maź tak bulgotała i syczała, a
probówka samoistnie podskakiwała. Jakby tego było mało, wyżarło to dziurę w
marmurowej kolumnie.) Will Solace od Apolla, jeden z najbardziej
nadopiekuńczych kumpli, jakich Nico mógł mieć, natychmiast to zauważył i
najwyraźniej uznał za objaw jakiejś choroby. Tym razem Nico mógłby mu przyznać
rację. Był chory na Percy’ego Jacksona, miał alergię na Annabeth i
nietolerancję walentynek.
Ich obozowe „Słoneczko” jak to określali Solace’a w
odniesieniu do jego nieograniczonego optymizmu (który pomijał kwestie medyczne,
na nieszczęście wszystkich) i złotych włosów, podeszło do stolika Nico. Nawet
nie zapytał, czy może usiąść, po prostu zajął miejsce naprzeciwko Nico i złapał
go za dłoń przekraczając na raz tyle granic, ile da się przekroczyć przez blat
stołu.
- Nic mi nie jest – burknął Nico opierając policzek na drugiej dłoni.
Jednak w jakiś dziwny sposób, którego Nico pod żadnym względem nie chciał
rozumieć, dotyk Willa był przyjemny. Solace zawsze miał ciepłą i gładką skórę,
jakby nie trenował łucznictwa kilka godzin dziennie.
- Masz minę męczennika, a twoje policzki są różowe… Przeziębiłeś się?
– Will nigdy nie zwracał uwagi na to, co Nico mówił na temat swojego
samopoczucia. Jego przekonanie, że zawsze wie lepiej, co się z kimś dzieje było
wręcz wypisane na piegach zgrabnie rozmieszonych na nosie chłopaka.
- Jestem tylko uczulony na to idiotyczne święto – westchnął Nico
wywracając oczami.
Will roześmiał
się jakby właśnie usłyszał naprawdę dobry żart, ale di Angelo nie zwracał na to
zbytniej uwagi. Znowu, wbrew sobie, powędrował wzrokiem do stolika Percy’ego,
akurat niewerbalnie okazywali sobie uczucia, a Nico poczuł chęć do zwrócenia
swojego marnego śniadania. Po tym, jak się od siebie odkleili, Percy coś do
niej wyszeptał i… Obrócił się w stronę Nico, jakby wyczuł jego wzrok. Zielone
oczy wydawały się wwiercać w jego ciało i duszę, tak jak dzisiaj rano…
Tradycją stało
się, że Percy przychodził do niego wieczorem, bo przebywać z drugim chłopakiem,
sam na sam w jednym domku nikt nie zakazywał. Nico zawsze się rumienił na
wspomnienie wieczorów i nieco mniej przyjemnych poranków. Wtedy wydawało mu
się, że Percy może być tylko jego. To było też pierwszym impulsem, który kazał
mu się zgodzić na to tak szybko, mógł mieć przynajmniej złudne poczucie
wyższości nad Annabeth, przynajmniej wieczorami. Rano zawsze było tak samo.
Percy budził się wcześniej, a Nico zaraz po nim, jakby instynktownie wyczuwał,
że chłopak się obudził. Czasami chwilę na siebie patrzyli, zamienili kilka
słów, a później di Angelo patrzył z utęsknieniem jak (niestety nie tylko) jego
chłopak ubiera się, zawsze był ten szybki, wręcz niedbały pocałunek i Percy
wychodził tłumacząc się, że ktoś może ich złapać. Nigdy nie przyznał, że tu taż
chodzi o Annabeth, ale Nico sam się domyślił. I ani razu tego nie powiedział,
ale coraz częściej czuł się jak sprzedajna dziwka nie mówiąc już o zazdrości i
poczuciu odrzucenia.
- Ziemia do Nico!
Na pewno nic ci nie jest? – Will zamachał mu dłonią przed oczami. Jego twarz
wyrażała tyle zmartwienia, że było niemożliwością, żeby całość mieściła się w
jednej ludzkiej istocie. Tym razem Nico jedynie pokręcił głową.
- Jak wolisz, ale pamiętaj, że nawet mój ojciec nie potrafi wyleczyć
złamanego serca… - westchnął zrezygnowany Solace po czym wstał i zaczął powoli
odchodzić. – Jakby coś, wiesz gdzie mnie szukać – rzucił jeszcze przez ramię.
Dokładnie kiedy
Will odwrócił się od niego, Nico poczuł, że coś szarpie go za tył koszulki.
Obejrzał się przez ramię. Za nim stał pulchny amorek z niezbyt przyjazną
twarzą. Tak naprawdę, gdyby Nico wpadł na niego w ciemnym zaułku,
prawdopodobnie zastanawiałby się dla jakiej mafii to brzydkie dziecko pracuje.
- Nico di Angelo? – zapytał szorstkim głosem pasującym do faceta po
czterdziestce.
- Eee… T-tak… – wyjąkał nieco
zaskoczony syn Hadesa. Kto mógłby wysyłać do niego… ekhem… „amorka”? Przecież…
Aż serce zabiło
mu szybciej, kiedy pomyślał, że Percy mógł jednak o nim pamiętać. Chociaż to
było głupie z jego strony, przecież nie znosił tego święta…
Posążek podał mu złożoną białą karteczkę i entuzjazm Nico od razu
zgasł. Ale na co mógł liczyć? Czasami miał wrażenie, że Percy nie traktuje go poważnie.
Powoli rozłożył liścik, Jackson napisał jedynie:
„Twój domek, za 5
minut.”
Nico zerwał się
ze swojego miejsca i wręcz poleciał do domku numer trzynaście.
***
Percy już był na
miejscu, kiedy Nico wpadł do domku. Jackson rozłożył się na jego łóżku, jakby
był u siebie. Na widok syna Hadesa podniósł się i uśmiechnął w ten zniewalający
sposób, od którego kolana Nico miękły, jakby były z waty. Percy podszedł do
niego i bez słowa wyjaśnienia pocałował go. Di Angelo nie miał zamiaru
narzekać, zarzucił chłopakowi ręce na szyję i nieco nieśmiało odpowiedział na
pocałunek. Nie minęły nawet dwie minuty, kiedy wylądowali na łóżku, co
oczywiście było winą Jacksona. Syn Posejdona niezbyt się tym przejął,
najczęściej lądowali w łóżku z jego winy.
Nico popatrzył na
niego przygryzając wargę. Może to było głupie, ale tym razem nie tego się
spodziewał. Gdyby Percy chociaż raz nie próbował zaciągnąć go do łóżka… Nie
mówiąc o tym, że tak naprawdę Jackson nigdy nie powiedział, że go kocha.
- Wszystko w porządku? – szepnął chłopak gładząc go po policzku. Di
Angelo mocniej przygryzł wargę i odwrócił wzrok.
- Zaliczysz mnie i wrócisz do niej, tak? – bąknął bardziej w poduszkę
niż do Percy’ego.
- Przecież wiesz, że to nie tak… – zielonooki wywrócił oczami i cofnął
rękę z policzka Nico.
Nie wiedział
czemu, ale to zirytowało go jeszcze bardziej. Mógł znieść wiele, ale teraz
dobrze usłyszał, że Percy się zawahał, jakby nie był pewien co powiedzieć.
Gdyby go kochał, odpowiedź powinna wyglądać zupełnie inaczej! Gdyby mu zależało…
- A właśnie, że tak! Myślałem, że w końcu… – zaczerpnął powietrza
równocześnie próbując poukładać resztę zdania. Czy miał mu powiedzieć, że
oczekiwał czegoś więcej? Liczył na to, że Percy pokocha go bardziej, niż
Annabeth. Bardzo naiwne!
- Że w końcu co? – spytał Jackson z tym uroczym wyrazem twarzy, który
sugerował, że chłopak nie ma pojęcia co się dzieje.
- Że w końcu się ogarniesz i potraktujesz mnie na poważnie – syknął Nico
odsuwając się kawałek.
Percy nagle usiadł
i wyprostował się przeszywając drugiego herosa dość przenikliwym, jak na niego,
wzrokiem. Po chwili pokręcił głową wyraźnie zdezorientowany i przeczesał dłonią
rozczochrane włosy.
- Naprawdę myślałeś, że ja… Bogowie, Nico, to tylko niezobowiązujący
flirt. – I uśmiechnął się pocieszająco, jakby to miało powstrzymać lawinę
najgorszych możliwych scenariuszy.
Poczuł się, jakby
był ze szkła, które ktoś właśnie rozbił. Miał wrażenie, że zaraz rozsypie się
na kawałeczki tak drobne, że nikt nie da rady ich poskładać. Niezobowiązujący
flirt?! Bogowie, naprawdę był idiotą, skoro się łudził, że ten Percy Jackson
byłby w stanie kiedyś go pokochać! Powinien się domyślić, że coś tu nie gra… Ale
i tak najbardziej winny był Percy! Uważał, że to takie proste?! A może liczył
na to, że Nico nigdy się nie połapie? Może miał cały czas pozwalać mu na
wszystko?! Zareagował szybciej niż pomyślał. Jego dłoń uderzyła w policzek
Jacksona z głośnym trzaskiem.
- Czyli. Miałem. Być. Twoją. Dziwką. TAK?! – wycedził przez zaciśnięte
zęby.
Szybko wyskoczył
z łóżka. Nie miał zamiaru dłużej obok niego leżeć. Czy Percy naprawdę miał go
za takiego idiotę?!
- Nie! Nico… - westchnął bezradnie starszy chłopak. Wstał równie
szybko i spróbował podejść do syna Hadesa, ale ten szybko się uchylił.
- Nie?! To jak to sobie wyobrażałeś?! Robiłeś to z litości, bo Jason
ci powiedział?! Czy co, bo, kurwa, nie rozumiem! – Teraz już krzyczał i bardzo
dobrze o tym wiedział, ale nie miał zamiaru dłużej tego w sobie trzymać.
- Nie, ja pomyślałem…
- Nie pomyślałeś! Stwierdziłeś, że skoro możesz, to czemu nie
spróbować, co?! Bo z Annabeth tutaj nie możesz! Może jeszcze mi powiesz, że o
wszystkim wiedziała?! Bo skoro tak bardzo ją kochasz, to tak naprawdę nie
będzie zdrada! No pewnie! Przecież poza nią nie widzisz nic! Nawet nie widzisz
jaka… – Już miał wyrzucić wszystko, co mógł zarzucić pannie Chase, całe jej
zarozumialstwo, traktowanie Percy’ego z góry (jak i połowy świata) i wszelkie
próby udowodnienia, że może być lepsza od innych herosów dzięki (no aż
zaskakujące) swojej przemądrzałości, ale uświadomił sobie jak żałośnie by to
teraz zabrzmiało. Percy i tak by nie posłuchał, w końcu już jakiś czas temu
przestał widzieć wszelkie wady Annabeth (nawet słynne „Mądralińska” wyszło z
użycia). Nie miał zamiaru tak się poniżać.
- Wyjdź. Stąd. –
Wskazał na drzwi drżącą ręką patrząc Percy’emu prosto w oczy. Miał nadzieję, że
wygląda na tyle przerażająco, na ile chciał. Jackson patrzył na niego z
niekrytym zaskoczeniem, a równocześnie jakby przepraszał. Nico już to nie
obchodziło. Zupełnie jak wtedy, kiedy dowiedział się, że Bianca umarła.
- To nie tak miało
być… - szepnął Percy i powoli wyszedł.
***
Nico nie miał
pojęcia dlaczego właściwie poszedł na arenę szukać Willa. Nie wiedział po co mu
teraz Will, przecież powinien chcieć być sam jeszcze bardziej, niż zwykle. Po
prostu zaprzeczał sam sobie… Najwyżej powie, że czuł się zagubiony, albo nie
powie nic i tyle.
Od kilku minut
obserwował, jak Will posyła strzałę za strzałą w sam środek tarczy. Tego też
nie rozumiał. Czemu tak się gapił? Czemu zauważał jak złote włosy Solace’a
błyszczą w słońcu? Ogarnij się Nico, wyjdziesz na desperata!
Will chyba
wyczuł, że ktoś go obserwuje. Obrócił się w stronę Nico przewieszając łuk przez
plecy. Di Angelo od razu odwrócił wzrok udając, że wcale się na niego nie
gapił. Przy okazji próbował nie wyglądać tak żałośnie, jak się czuł, a czuł się
jak ostatnia dziwka. Solace lekko zmarszczył brwi i ruszył w jego stronę tak
szybko, że Nico nie miałby szansy uciec.
- Nigdy nie myślałem, że raczysz przyjść popatrzyć jak strzelam –
rzucił na powitanie syn Apolla siadając obok Nico. Młodszy chłopak jedynie coś
bąknął nie mając zaufania do swojego głosu. Jeszcze zdradziłby się ze swoim
gównianym samopoczuciem.
Oczywiście Will
swoim zwyczajem złapał jego dłoń, żeby sprawdzić czy Nico aby na pewno jest
zdrowy, a niebieskie oczy złotowłosego po prostu się w niego wwiercały jakby
mogły odgadnąć co tak właściwie czuje. Aż się wzdrygnął, ale… Może jednak
chciał, żeby Will wiedział. Nie wiedział skąd brało się ta potrzeba, ale po
prostu chciał się o niego oprzeć i powiedzieć mu wszystko. Ale wtedy wyszedłby
na skończonego idiotę.
- Chodź –
powiedział Will wstając. Nie czekał, aż Nico sam wyrazi chęć pójścia za nim.
Pociągnął go za rękę z siłą, o którą nikt by go nigdy nie posądził. Kilka minut
później siedzieli już schowani za drzewami na obrzeżach lasu. Solace cały czas
się upewniał, że Nico dobrze się czuje, ale on jedynie milczał, obojętnie jak
bardzo syn Apolla naruszał jego przestrzeń osobistą. Brak reakcji w przypadku
Nico zawsze był podejrzany. Di Angelo może nie był wylewny, ale zawsze mógł
pogrozić komuś szybką śmiercią, a tym
razem…
Syn Apolla ciężko
westchnął i popatrzył na Nico wzrokiem, który każdego pacjenta potrafił wbić w
materac.
- No dobra, di Angelo, co to ma znaczyć? Ja się tu martwię a ty… -
Pokręcił głową roztrząsając złote kosmyki na wszystkie strony, co nie uszło
uwadze Nico. – To nie jest zabawne! Co się stało?!
Nico sam nie wiedział
co się właściwie z nim stało. Po prostu wyciągnął ręce do Willa, a ten, nie bez
kompletnego zaskoczenia, przytulił go. Chwilę później poczuł wręcz natarczywą
chęć się rozkleić, ale aż tak źle z nim nie było, żeby sobie na to pozwolić.
Wykonał kilka drżących wdechów i wydechów przytulając się do Willa. Wcześniej
nawet nie zauważył, że było mu zimno, a przecież był luty i nawet w obozie
można było odczuć niższe temperatury. Czemu Will nie zabrał go do domku po
pretekstem choroby? To było zbyt podejrzane… Ale z drugiej strony Solace był
niesamowicie ciepły, więc przynajmniej miał wymówkę na to nagłe przytulenie.
- Bo… Bo ja… -
wyjąkał niepewny, czy powinien o tym mówić. Równocześnie chciał to z siebie
wyrzucić i zachować to dla siebie. I znowu zadziałała jakaś magia. Will
popatrzył na niego w taki sposób, że po prostu musiał mu opowiedzieć.
Trwało to dobre
pół godziny, bo co chwila potrzebował przerw, żeby nie rozsypać się do końca,
albo żeby zapanować nad ogarniającą go wściekłością na swoją głupotę i jeszcze
większy idiotyzm Percy’ego. Wyrzucał z siebie słowa, jakby były trucizną i
odkrył, że z każdym zdaniem czuje się coraz lepiej, ale równocześnie coraz
bardziej piekły go oczy. Na koniec i tak trochę słonej wody zmoczyło jego
policzki, ale tylko trochę. Will uczynnie udał, że tego nie widzi i chwała mu
za to!
- Jackson to
idiota, skoro tak cię potraktował – prychnął oburzony Solace i przytulił Nico
mocniej. W praktyce już dawno zmienili pozycję, teraz Will trzymał go na
kolanach, a sam opierał się o pień drzewa. Co dziwne - było to tak naturalne,
że nawet Nico poczuł się bardziej komfortowo.
- Ja… Ja tylko nie rozumiem czemu to zrobił, skoro wiedział, co czuję –
przyznał cicho di Angelo opierając policzek na ramieniu drugiego chłopaka. Po
opowiedzeniu tego wszystkiego czuł się, jakby rozładowały mu się baterie.
- Ciężko powiedzieć – przyznał Will delikatnie głaszcząc go po boku.
Właśnie wtedy
Nico naprawdę zadrżał z zimna, co było wystarczającym powodem, żeby Solace
zerwał się z ziemi przy okazji podnosząc go.
- Jestem idiotą! – zawołał najwyraźniej wściekły na siebie. – Bogowie,
Nico, powinieneś się cieplej ubierać! Zaraz się rozchorujesz! – I to by było na
tyle, jeśli chodzi o Willa ignorującego czynniki zewnętrzne…
- Nic mi nie…
- Nawet nie chcę tego słuchać! Wracasz do łóżka, masz się wygrzać! – oświadczył blondyn tonem pasującym do nadopiekuńczej matki, a nie do lekarza.
- Nawet nie chcę tego słuchać! Wracasz do łóżka, masz się wygrzać! – oświadczył blondyn tonem pasującym do nadopiekuńczej matki, a nie do lekarza.
I tak Nico
skończył pod dwoma kocami, ale znowu to mu nie przeszkadzało. Oficjalnie miał
dość wszystkiego. Chciał po prostu zasnąć, ten dzień zdecydowanie za szybko go
wykończył, ale co mógł poradzić? Wszystko wina tej małej zdziry Afrodyty –
Erosa! Mógłby trochę ogarnąć te swoje strzały. Miłość jest ślepa? To niech
zapisze się w kolejkę do okulisty, a nie rujnuje mu życie! Chociaż może ten
dzień mógł mieć jeszcze jakieś pozytywy…
- Will…? –
odezwał się niepewnie patrząc, jak chłopak zaczyna się zbierać. Na dźwięk jego
głosu, obrócił się prawie natychmiast i już otwierał usta, żeby zapytać, czy
coś się dzieje. Na to Nico delikatnie się uśmiechnął.
- Możesz… Możesz zostać ze mną? Wiesz, jako grzejnik nawet byś uszedł,
więc pomyślałem… – zaproponował cicho
bawiąc się rąbkiem koca. Na tę propozycję Solace uśmiechnął się wręcz z
czułością.
- Tylko bym uszedł? Di Angelo, chyba muszę ci udowodnić, że jestem
najlepszym grzejnikiem, jaki mógł ci się trafić! – oświadczył odkładając na bok
łuk i kilka pozostałych po treningu strzał. Zaraz po tym był już obok Nico
obejmując go z, aż zbyt, zadowolonym uśmiechem.
- No niech ci będzie… – mruknął młodszy heros i, ku zaskoczeniu ich
obojga, niepewnie musnął wargi Willa rumieniąc się krwiście. Był to,
prawdopodobnie, najkrótszy pocałunek świata, ale całkowicie wystarczył.
Wszystko było naprawdę w porządku. Może poza tym, że był pewien, że pewien sprzedajny bóg miłości siedzi gdzieś pod oknem i podśmiewa się z żartu, jaki wyrządził Nico.
CHUJ CI W DUPĘ BLOGGERZE
OdpowiedzUsuńi ekhm ekhm
CHUJ CI W DUPĘ PERSEUSZU JACKSONIE TY SKURWIELU D:<
zgaadłaś, pożarł mi komentarz. Blogger, nie Percy. Jeszcze tego by tu brakowało. Ja ci dam nieobowiązujące flirty. Aż nie potrafię sobie wyobrazić tak bardzo spierdolonego Percy'ego. Ale jest tępy. Jak ja dzisiaj. Mój mózg działa na bardzo bardzo bardzo wolnych obrotach. Może do jutra się poprawi. To ci jutro wpierdolę >,< za Percy'ego. Solidarność w rodzinie, takie akty. O czym ja pieprzę. Will taki kochany z tym łapaniem za dłonie >,< Wiesz czego mi zabrakło? Zaleceń! Zalecenia ważna rzecz. OGÓLNIE KRÓTKIE TO. SERIO. I POMYŚLEĆ, ŻE PISAŁAŚ TO DO 2 W NOCY.
"Syn Apolla ciężko westchnął i popatrzył na Nico wzrokiem, który każdego pacjenta potrafił wbić w materac." Wzrokiem w stylu: "wiesz, odbierałem kiedyś poród"? XDD Lololol. Mam jakieś ciężkie niedotegowanie mózgu, poważnie, w t f. Przygotuj się na to.
"Chwilę później poczuł wręcz natarczywą chęć się rozkleić, ale aż tak źle z nim nie było, żeby sobie na to pozwolić. Wykonał kilka drżących wdechów i wydechów przytulając się do Willa." << To mnie tak zraniło, że mocno, mocno, mocno, no chujnie ;-; Ten opis jest przeprzykry. I to opowiadanie jest przeprzykre, ale solangelo na końcu takie kochane, że oww. Myślałam, że będzie więcej #nadzieje
heheheheheheheterozgroza
zaraz będę gryźć ścianę, chyba dostałam jakiegoś adhd
nie wiem co ci mogę napisać
Will jest taki uroczy w tym opowiadaniu, chcę więcej twojego solangelo. I coś do jedzenia. Tak. Jemy, aby żyć, nie żyjmy, aby jeść << Sokratesowi coś się pomieszało lol
sorcia za chujowy komentarz
rzycie
Więcej. Solangelo.
OdpowiedzUsuńUwielbiam to, szczególnie fragment "Wszystko wina tej małej zdziry Afrodyty – Erosa! Mógłby trochę ogarnąć te swoje strzały. Miłość jest ślepa? To niech zapisze się w kolejkę do okulisty, a nie rujnuje mu życie!" Normalnie kocham ❤
Ogólnie opowiadanie jest epickie, obowiązkowo suszyłam zęby! No i w ogóle w ogóle ❤ Na początku już się pogodziłam, że będzie to Percico, ale na szczęście to jest Solangelo, awww awww, topię się ❤
Jeju jeju, jak zwykle słodzę, no ale nareszcie działa mi dodawanie komentarzy z komórki (odpukać!) i mogę wyrazić swój zachwyt nie tylko na gg ❤
Także no, weny i czasu Ci życzę, jeszcze rsz dziękując za tego one shota ❤
P.S. Tyle serduszek, wow wow.
Czy ja się... hymm... wzruszyłam? O.o
OdpowiedzUsuńTo Cię Wen obdarował w tym opowiadaniu! Bogoooowie!
Percy jest chujem, w sumie i tak chuj z niego, kurde, Nico biedny... Właściwie to chwała Ci za to, że tak umiejętnie opisujesz uczucia! Uwzględniasz myśli, emocje i czynniki zewnętrzne tak zgrabnie, że aż nie czuje, że czytam XD. Czytam, czytam, rozpływam się a tu koniec (czeeeeemu!). Podoba mi się wgl ten pomysł, Percy - heros, który pozjadał wszystkie rozumy, ruchacz, idiota i lool zauważyłam nawet podobieństwo do "Moralności Pani Dulskiej" xD. Prawdziwa tragifarsa z tymi uczuciami Nico do Percy'ego i te "dbanie o pozory", taki ze mnie moralny heros :D. I Nico, który nie może przestać kochać, wierzy w happy end, chociaż Percy na niego sra (btw, that's the evilest thing I can imagine xD).
Solangelo! SŁONECZKO! Aż mi się gęba uśmiechnęła :D.
To chyba przy tym fragmencie się wzruszyłam (okej, nie płakałam, ale jakoś tak nooo xD). Tak się tu fajnie robiło, tyryryry tetetete a tu w Willu odezwała się Typowa Mama xD. Ale zakończenie super <3.
No i jeszcze te zwroty akcji xD SUPERSUPERSUPERSUPER!
Tak odchodząc od tematu, to tyyyyyyyyyyleeeeeee czekałam, aż coś napiszesz, tęskniłam za tym, wiesz? Ale ten one-shot spełnił wszystkie moje oczekiwania i z spokojnym sumieniem mogę wrócić do rzeczywistości XD.
Sajdi :D
Borze!
OdpowiedzUsuńBlogerce musze jednocześnie pogratulować i wjebać. Wiesz że w krwi olimpu nico sam muwi percyemu że kiedyś go kochał ale mu przeszło i to przy annabeth
Boże* tytuł w cudzysłowie i w tym wypadku z wielkimi literami, Nico*, mówi*, Percy'emu*, przecinek przed "że", Annabeth*. Poza tym nie wszyscy shipują Percabeth i szczerze wali mnie to, Percico to jedno z moich OTP, Solangelo tak samo, Percabeth nienawidzę, jak i samej Annabeth. Fanfiction nie muszą być kanoniczne, lol. Poza tym Nico równie dobrze mógł skłamać.
Usuń29 year old Executive Secretary Bernadene Hucks, hailing from Levis enjoys watching movies like "Awakening, The" and Beekeeping. Took a trip to Monastery of Batalha and Environs and drives a Jaguar C-Type. hiperlacze
OdpowiedzUsuńkancelaria prawa kanonicznego rzeszow
OdpowiedzUsuń